Jest taki system w samolotach cywilnych, który ostrzega pilota, że maszyna jest za blisko ziemi. Co tam ostrzega! To wyjadło, które krzyczy pilotowi "pull up!" – wolant do siebie i samolot w górę! Choć oczywiście to do pilota należy decyzja co zrobić.
Kapitan pilotujący samolot pn. "Polska" po prostu wyłączył alarm.
Kapitan pilotujący samolot pn. "Polska" po prostu wyłączył alarm.
Najlepszy Minister Finansów w Europie Środkowo-Wschodniej i jego premier znowu nie mogą doliczyć się forsy. Ostatnio wprowadzili kasy fiskalne niemal pod każdą strzechę, licząc na krociowe zyski z VATu, a tymczasem wpływy spadły. Obu panom, którzy w dotychczasowej karierze nie skalali się zbytnio pracą, po prostu nie przyszło do głowy, że wraz z objęciem podatkiem VAT podatnicy zyskają prawo do odliczania tego podatku. Zatem odliczają. Starając się, aby każdy możliwy wydatek zakwalifikować jako koszt uprawniający do odliczenia VAT.
Wrogiem naszego genialnego tandemu jest tzw. nieposłuszeństwo obywatelskie, potocznie zwane szarą strefą. To takie wirtualne miejsce, do którego firmy i pracownicy uciekają przed systemem, bo gdyby mieli pracować w ramach systemu, pochłonąłby on tak znaczną część ich dochodów, że cała zabawa nie miałaby sensu. Zasada jest prosta – im bardziej władzuchna dokręca śrubę, tym bardziej opłaca się przeprowadzka poza system. A wpływy budżetu spadają.
Pierwszy raz naukowe podstawy tego zjawiska sformułował Arthur Laffer, chociaż związek przyczynowo-skutkowy był znany nawet jeszcze przed jego narodzinami. Kiedy w 1925r. stawkę podatku dochodowego w USA obniżono o prawie pięćdziesiąt punktów procentowych(!), wpływy do budżetu z tego podatku w ciągu czterech lat zwiększyły się o czterdzieści procent.
Po co o tym piszę? Bo jak Polska długa i szeroka, propaganda rządowa rozsiewa kilka szkodliwych bzdur, które mają uzasadnić i usprawiedliwić łajdactwo, jakiego w piątek dopuścił się usłużny wobec rządu Sejm, zawieszając tzw. progi ostrożnościowe mające ostrzegać, że dług publiczny niebezpiecznie zbliża się do granicy katastrofy.
Wrogiem naszego genialnego tandemu jest tzw. nieposłuszeństwo obywatelskie, potocznie zwane szarą strefą. To takie wirtualne miejsce, do którego firmy i pracownicy uciekają przed systemem, bo gdyby mieli pracować w ramach systemu, pochłonąłby on tak znaczną część ich dochodów, że cała zabawa nie miałaby sensu. Zasada jest prosta – im bardziej władzuchna dokręca śrubę, tym bardziej opłaca się przeprowadzka poza system. A wpływy budżetu spadają.
Pierwszy raz naukowe podstawy tego zjawiska sformułował Arthur Laffer, chociaż związek przyczynowo-skutkowy był znany nawet jeszcze przed jego narodzinami. Kiedy w 1925r. stawkę podatku dochodowego w USA obniżono o prawie pięćdziesiąt punktów procentowych(!), wpływy do budżetu z tego podatku w ciągu czterech lat zwiększyły się o czterdzieści procent.
Po co o tym piszę? Bo jak Polska długa i szeroka, propaganda rządowa rozsiewa kilka szkodliwych bzdur, które mają uzasadnić i usprawiedliwić łajdactwo, jakiego w piątek dopuścił się usłużny wobec rządu Sejm, zawieszając tzw. progi ostrożnościowe mające ostrzegać, że dług publiczny niebezpiecznie zbliża się do granicy katastrofy.
Pierwsza bzdura to wmawianie ludziom, że jak się tzw. progów ostrożnościowych nie zawiesi, to trzeba będzie podnieść podatki. To nie tak. Oba rozwiązania stanowią podniesienie podatków. Po prostu zawieszenie progów odblokuje możliwość zaciągnięcia kolejnego długu, który trzeba będzie spłacić za parę lat. Jako że jedyną formą, w której spłaca się budżetowe długi, są podatki, zawieszenie progów też oznacza wyższe podatki, tyle że w przyszłości. Zatem alternatywa jest taka, czy rząd złupi nas, czy nasze dzieci.
Premier przekonuje, że przecież są kolejne progi – konstytucyjne. I co z tego? "Nie ma takiej niegodziwości, której nie popełniłby rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy" – Alexis de Tocqueville. Potrzeba matką wynalazków – głosi polskie przysłowie. Rząd jest jak alkoholik – kiedy przyjdzie ból otrzeźwienia (kolejna dziura budżetowa), rząd dopuści się najgorszej podłości (dług, inflacja, podatki, wywłaszczenie), byle tylko zdobyć flaszkę (forsę). Sejm już raz zachował się jak meliniarz, który wyciągnął pół litra ukryte pod szafą na czarną godzinę. Zrobił raz, zrobi ponownie.
Po trzecie - wmawia się nam, że ten nowy dług będzie dobry. Bo będzie stymulował gospodarkę. Co prawda nie wiadomo jak, ale będzie. Nijak tylko nie mogę zrozumieć, czym ten dług różni się od poprzednich, że temu się uda podziałać stymulująco na gospodarkę, a poprzednim się nie udało. To może trzeba było zaciągnąć go już kilka lat temu? I dlaczego tylko marne kilkanaście miliardów? Czemu nie kilkadziesiąt albo od razu nie kilkaset?
Przy okazji wszystkim piewcom stymulacyjnej roli wydatków rządowych chciałbym przypomnieć, że te wydatki pochodzą wyłącznie z pieniędzy zabranych obywatelom w tej czy innej formie, pomniejszonych o koszty utrzymania biurokracji rządowej. Proszę sobie wyobrazić, że oddajecie połowę pensji jakiemuś facetowi po to, żeby od tej pory on wydzielał wam wasze własne pieniądze na wasze wydatki, zabrawszy jedną trzecią na swoje cele. I co – jesteście bardziej "zastymulowani"? Jesteście bogatsi?
I wreszcie – to nieprawda, że jesteśmy w sytuacji bez wyjścia. Każdego dnia, każdej godziny, w każdej minucie, rząd może podjąć decyzję, że z jednej strony przestanie pakować lepkie łapy do kieszeni obywateli, a z drugiej – zrezygnuje z większości wydatków, przeznaczonych najczęściej na utrzymywanie na koszt narodu różnej maści darmozjadów. Tyle że to wymaga pomyślunku i odwagi, a tymczasem pierdzenie w mikrofon, że sytuacja, że kryzys, że dane makro, że tamto, że sramto, nie wymaga ani myślenia, ani odpowiedzialności.
Wracając to tytułowego TAWS – co się stanie z samolotem, jeśli pilot zignoruje ostrzeżenie i nie skoryguje kursu? Najzwyczajniej w świecie maszyna pieprznie o ziemię i roztrzaska się w drobny mak. Na grawitację nie ma mocnych – podobnie jak na matematykę.
Podać Państwu, na jakiej wysokości się obecnie znajdujemy?
Premier przekonuje, że przecież są kolejne progi – konstytucyjne. I co z tego? "Nie ma takiej niegodziwości, której nie popełniłby rząd, kiedy zabraknie mu pieniędzy" – Alexis de Tocqueville. Potrzeba matką wynalazków – głosi polskie przysłowie. Rząd jest jak alkoholik – kiedy przyjdzie ból otrzeźwienia (kolejna dziura budżetowa), rząd dopuści się najgorszej podłości (dług, inflacja, podatki, wywłaszczenie), byle tylko zdobyć flaszkę (forsę). Sejm już raz zachował się jak meliniarz, który wyciągnął pół litra ukryte pod szafą na czarną godzinę. Zrobił raz, zrobi ponownie.
Po trzecie - wmawia się nam, że ten nowy dług będzie dobry. Bo będzie stymulował gospodarkę. Co prawda nie wiadomo jak, ale będzie. Nijak tylko nie mogę zrozumieć, czym ten dług różni się od poprzednich, że temu się uda podziałać stymulująco na gospodarkę, a poprzednim się nie udało. To może trzeba było zaciągnąć go już kilka lat temu? I dlaczego tylko marne kilkanaście miliardów? Czemu nie kilkadziesiąt albo od razu nie kilkaset?
Przy okazji wszystkim piewcom stymulacyjnej roli wydatków rządowych chciałbym przypomnieć, że te wydatki pochodzą wyłącznie z pieniędzy zabranych obywatelom w tej czy innej formie, pomniejszonych o koszty utrzymania biurokracji rządowej. Proszę sobie wyobrazić, że oddajecie połowę pensji jakiemuś facetowi po to, żeby od tej pory on wydzielał wam wasze własne pieniądze na wasze wydatki, zabrawszy jedną trzecią na swoje cele. I co – jesteście bardziej "zastymulowani"? Jesteście bogatsi?
I wreszcie – to nieprawda, że jesteśmy w sytuacji bez wyjścia. Każdego dnia, każdej godziny, w każdej minucie, rząd może podjąć decyzję, że z jednej strony przestanie pakować lepkie łapy do kieszeni obywateli, a z drugiej – zrezygnuje z większości wydatków, przeznaczonych najczęściej na utrzymywanie na koszt narodu różnej maści darmozjadów. Tyle że to wymaga pomyślunku i odwagi, a tymczasem pierdzenie w mikrofon, że sytuacja, że kryzys, że dane makro, że tamto, że sramto, nie wymaga ani myślenia, ani odpowiedzialności.
Wracając to tytułowego TAWS – co się stanie z samolotem, jeśli pilot zignoruje ostrzeżenie i nie skoryguje kursu? Najzwyczajniej w świecie maszyna pieprznie o ziemię i roztrzaska się w drobny mak. Na grawitację nie ma mocnych – podobnie jak na matematykę.
Podać Państwu, na jakiej wysokości się obecnie znajdujemy?