Z okazji piątkowej wypowiedzi pani premier Szydło w Sejmie padło w Internecie porównanie do wystąpienia ministra Becka z 1939r. Biorąc pod uwagę opłakane skutki działania tego najgorszego polityka w historii Polski, byłbym ostrożny z takimi analogiami.
Nieodżałowana lady Margaret Thatcher wypowiedziała kiedyś bardzo trafną uwagę: "Being powerful is like being a lady – if you have to tell people you are you aren't". Trudno o zgrabne tłumaczenie na język polski, ale w skrócie można ująć to tak, że jeśli trzeba komuś mówić, że ma się władzę, to naprawdę jej się nie ma. Tak samo jak z byciem damą. Akurat lady Thatcher w obu tych kwestiach miała sporo doświadczenia.
Sejm podjął uchwałę, że Polska jest suwerenna. Czy w takim razie wcześniej nie była? Oczywiście, że była. O co zatem chodzi – o gest, symbol? A może ukłon w stronę tzw. patriotycznego elektoratu? Czy o ucieczkę do przodu? Rząd nie daje rady z zamieszaniem wokół TK, więc ubiera to w szaty obrony suwerenności Polski. I kto teraz zaprotestuje? Tylko zdrajca.
Aby nie było wątpliwości – straszenie Polski przez Komisję Europejską jest śmieszne, żeby nie powiedzieć żałosne. Komisja, tak jak cała Unia Europejska, to niemrawy twór, którym można przerazić co najwyżej dzieci, a i to tylko te o niskim progu odporności psychicznej. Co nam Komisja zrobi? Odeśle Tuska? Nie pozwoli wprowadzić euro? Odpuści implementację kolejnych przepisów? Nie da dotacyjnej jałmużny?
Spośród wymienionych tylko pierwsza ewentualność nosi znamiona groźby karalnej, reszta byłaby dla Polski zbawieniem. Może taka intencja przyświecała pani premier? Sprowokować Unię, żeby się obraziła i przestała wtrącać? Jeśli tak, to świetnie, ale jakoś pozostanę sceptyczny.
Nie bez przyczyny na początku odwołałem się do porównania premier Szydło do ministra Becka. Także w maju, 77 lat temu, w 1939r., najgorszy polityk w historii Polski, minister Józef Beck, wygłosił durne, buńczuczne i zgubne dla Polski przemówienie o honorze i pokoju. Faktycznie wypowiedział wojnę Niemcom. Niecałe pół roku później dziesiątki tysięcy Polaków płaciło krwią za jego oratorskie popisy, a pan minister w tym czasie ratował się ucieczką do Rumunii. Bohater. Bez dwóch zdań.
Czy jest tu jakaś analogia? I tak, i nie. Na pewno Polska nie stoi dzisiaj w bezpośrednim zagrożeniu fizycznej zagłady, a Komisji Europejskiej daleko do sprawności Wehrmachtu, więc pani premier może spać spokojnie. Co jednak łączy obie sytuacje, to dokładnie ten sam błąd – nieumiejętność zbudowania silnej Polski pomimo posiadania wszelkich sprzyjających ku temu warunków.
W "Księciu" Niccola Macchiavelli przedstawił bardzo jasno, jakie są dwa najważniejsze fundamenty każdego państwa: gospodarka i wojsko. Jeśli mamy sprawnie działającą gospodarkę i realną siłę militarną, mamy niepodległość. Której nie muszą nam "gwarantować" spryciarze z Londynu i Paryża jak w 1939r. ani jakieś uchwały, sympozja czy unijna jałmużna jak obecnie. Duży szmal i twarda pięść – to były realne podstawy suwerenności 500 lat temu i są także dzisiaj.
Beck w 1939r. nie rozumiał albo nie chciał rozumieć, że "gwarancje" Anglii i Francji są sposobem na wciągnięcie Polski do wojny jako pierwszej, bo wiadomo, że pierwszy obrywa najmocniej. Beck powinien zrobić wszystko, żeby niemiecką armię skierować najpierw na Zachód, na Francję i Anglię, a nie śmiać się Hitlerowi w twarz, że go teraz Anglicy i Francuzi obronią. Ale co tam strategia, co tam interes państwa i dobro obywateli! Grunt to chwytliwa pogadanka w Sejmie o honorze.
Pani premier Szydło skupia uwagę na jakichś drugorzędnych awanturach o Trybunał Konstytucyjny, implementuje neobolszewickie mrzonki o zbawiennej roli jałmużny (program 500+) i odbiera ludziom możliwość handlowania ziemią. Zamiast w tym czasie odbiurokratyzować gospodarkę, uprościć i obniżyć podatki oraz usprawnić sądownictwo, tak żeby Polska była silnym krajem. To po co nam taka premier? Do pogadanki w Sejmie?
Pani premier Szydło, mam prosty apel – gospodarka i wojsko. Tylko tyle. Reszta ułoży się sama. Bo czas płynie, a możliwość wyjazdu do Anglii kusi coraz młodszych Polaków. Mrs Szydło – be a lady, be powerful!
Sejm podjął uchwałę, że Polska jest suwerenna. Czy w takim razie wcześniej nie była? Oczywiście, że była. O co zatem chodzi – o gest, symbol? A może ukłon w stronę tzw. patriotycznego elektoratu? Czy o ucieczkę do przodu? Rząd nie daje rady z zamieszaniem wokół TK, więc ubiera to w szaty obrony suwerenności Polski. I kto teraz zaprotestuje? Tylko zdrajca.
Aby nie było wątpliwości – straszenie Polski przez Komisję Europejską jest śmieszne, żeby nie powiedzieć żałosne. Komisja, tak jak cała Unia Europejska, to niemrawy twór, którym można przerazić co najwyżej dzieci, a i to tylko te o niskim progu odporności psychicznej. Co nam Komisja zrobi? Odeśle Tuska? Nie pozwoli wprowadzić euro? Odpuści implementację kolejnych przepisów? Nie da dotacyjnej jałmużny?
Spośród wymienionych tylko pierwsza ewentualność nosi znamiona groźby karalnej, reszta byłaby dla Polski zbawieniem. Może taka intencja przyświecała pani premier? Sprowokować Unię, żeby się obraziła i przestała wtrącać? Jeśli tak, to świetnie, ale jakoś pozostanę sceptyczny.
Nie bez przyczyny na początku odwołałem się do porównania premier Szydło do ministra Becka. Także w maju, 77 lat temu, w 1939r., najgorszy polityk w historii Polski, minister Józef Beck, wygłosił durne, buńczuczne i zgubne dla Polski przemówienie o honorze i pokoju. Faktycznie wypowiedział wojnę Niemcom. Niecałe pół roku później dziesiątki tysięcy Polaków płaciło krwią za jego oratorskie popisy, a pan minister w tym czasie ratował się ucieczką do Rumunii. Bohater. Bez dwóch zdań.
Czy jest tu jakaś analogia? I tak, i nie. Na pewno Polska nie stoi dzisiaj w bezpośrednim zagrożeniu fizycznej zagłady, a Komisji Europejskiej daleko do sprawności Wehrmachtu, więc pani premier może spać spokojnie. Co jednak łączy obie sytuacje, to dokładnie ten sam błąd – nieumiejętność zbudowania silnej Polski pomimo posiadania wszelkich sprzyjających ku temu warunków.
W "Księciu" Niccola Macchiavelli przedstawił bardzo jasno, jakie są dwa najważniejsze fundamenty każdego państwa: gospodarka i wojsko. Jeśli mamy sprawnie działającą gospodarkę i realną siłę militarną, mamy niepodległość. Której nie muszą nam "gwarantować" spryciarze z Londynu i Paryża jak w 1939r. ani jakieś uchwały, sympozja czy unijna jałmużna jak obecnie. Duży szmal i twarda pięść – to były realne podstawy suwerenności 500 lat temu i są także dzisiaj.
Beck w 1939r. nie rozumiał albo nie chciał rozumieć, że "gwarancje" Anglii i Francji są sposobem na wciągnięcie Polski do wojny jako pierwszej, bo wiadomo, że pierwszy obrywa najmocniej. Beck powinien zrobić wszystko, żeby niemiecką armię skierować najpierw na Zachód, na Francję i Anglię, a nie śmiać się Hitlerowi w twarz, że go teraz Anglicy i Francuzi obronią. Ale co tam strategia, co tam interes państwa i dobro obywateli! Grunt to chwytliwa pogadanka w Sejmie o honorze.
Pani premier Szydło skupia uwagę na jakichś drugorzędnych awanturach o Trybunał Konstytucyjny, implementuje neobolszewickie mrzonki o zbawiennej roli jałmużny (program 500+) i odbiera ludziom możliwość handlowania ziemią. Zamiast w tym czasie odbiurokratyzować gospodarkę, uprościć i obniżyć podatki oraz usprawnić sądownictwo, tak żeby Polska była silnym krajem. To po co nam taka premier? Do pogadanki w Sejmie?
Pani premier Szydło, mam prosty apel – gospodarka i wojsko. Tylko tyle. Reszta ułoży się sama. Bo czas płynie, a możliwość wyjazdu do Anglii kusi coraz młodszych Polaków. Mrs Szydło – be a lady, be powerful!
pierwsza publikacja: wprost.pl