Gdyby bogactwo zależało od nazwy waluty albo od koloru farby drukarskiej, recepta na sukces byłaby prosta – naprodukować tyle "pieniądza", ile się da, a potem tylko leżeć i pachnieć. Ale to tak nie działa. Prawdziwy pieniądz bierze się z pracy, a nie z chciejstwa polityków.
Euro to gnijący pieniądz. Nie ma pokrycia w prawdziwej wartości, jaką jest praca człowieka. To sztuczny twór powołany do życia wolą polityczną dyktatorów UE, a nie efekt działania prawdziwej gospodarki. A wrzucenie do jednego worka walutowego takich krajów jak Niemcy i Grecja przypominało zamontowanie silnika Porsche do Trabanta. Dało się zamontować? No, dało się. Dało się taką hybrydą pojeździć…? No właśnie.
Od wielu lat nasi politycy zaklinają rzeczywistość twierdząc, że ostatnim aktem zbawienia Polski jest przyjęcie euro. Jak tylko wstąpimy do strefy, życie stanie się lepsze – krowy będą się bardziej cielić, autostrady same się zbudują i nawet lato będzie cieplejsze i o parę dni dłuższe. Niestety, nikt nie mówi, jak to się stanie. Nie mówi, bo nie wie – większość polityków po prostu bezmyślnie klepie to, co im wsadzają do głów szefowie ich partii.
Od wielu lat nasi politycy zaklinają rzeczywistość twierdząc, że ostatnim aktem zbawienia Polski jest przyjęcie euro. Jak tylko wstąpimy do strefy, życie stanie się lepsze – krowy będą się bardziej cielić, autostrady same się zbudują i nawet lato będzie cieplejsze i o parę dni dłuższe. Niestety, nikt nie mówi, jak to się stanie. Nie mówi, bo nie wie – większość polityków po prostu bezmyślnie klepie to, co im wsadzają do głów szefowie ich partii.
A sprawa jest prosta. Od lat Europa żyje na kredyt. Państwa europejskie wydają więcej pieniędzy niż ich zabierają obywatelom w podatkach. Resztę biorą "na krechę". Od kogo? No, od obywateli! Tyle że sprytnie to ukrywają. Najbardziej subtelnie w postaci inflacji (druk pustego pieniądza), najmniej subtelnie w postaci długu publicznego. Ale to szczegóły – każdy dług trzeba oddać, a dłużnikiem jest… nie, nie państwo. My – obywatele! To nam i naszym dzieciom zabiorą pieniądze, aby spłacić długi.
A z długami jest ten problem, że czasem ich wysokość przekracza stan majątkowy. Uczciwie byłoby wówczas ogłosić upadłość, ale uczciwość nie jest wartością zawsze cenioną w polityce. Co się zatem wówczas robi? Szuka się frajera, który pożyczy pieniądze. A pomiędzy Odrą a Bugiem oraz Bałtykiem i Tatrami jest całkiem tłuściutka świnka-skarbonka – 38 milionów ludzi, 300 tys. kilometrów kwadratowych, sporo zasobów naturalnych. Lecz trzeba jeszcze wmówić tubylcom, że szklane paciorki mają wartość. Tylko po co się męczyć z tubylcami? Wystarczy przekabacić lokalnych szamanów.
Nie będziemy bogatsi dlatego że będziemy mieć euro. Nawet nie wyjdziemy na zero, co miałoby ten plus, że byłoby wygodniej mieć wspólną walutę. Tak nie będzie – projekt euro w Polsce to projekt zubożenia Polski i Polaków. Cel jest jeden: nasz majątek będzie służył do spłacania długów bogatszej części Europy. Nic więcej. Co dostaniemy w zamian? Podziękowania. Może jeszcze dyplom "za udział w zawodach" i paczkę cukierków. Dlatego w naszym interesie narodowym jest nie przyjmować wspólnej europejskiej waluty.
Na szczęście w tej sprawie wystarczy nie robić nic. To jedna z nielicznych sytuacji, kiedy nieróbstwo ma wielką wartość.
A z długami jest ten problem, że czasem ich wysokość przekracza stan majątkowy. Uczciwie byłoby wówczas ogłosić upadłość, ale uczciwość nie jest wartością zawsze cenioną w polityce. Co się zatem wówczas robi? Szuka się frajera, który pożyczy pieniądze. A pomiędzy Odrą a Bugiem oraz Bałtykiem i Tatrami jest całkiem tłuściutka świnka-skarbonka – 38 milionów ludzi, 300 tys. kilometrów kwadratowych, sporo zasobów naturalnych. Lecz trzeba jeszcze wmówić tubylcom, że szklane paciorki mają wartość. Tylko po co się męczyć z tubylcami? Wystarczy przekabacić lokalnych szamanów.
Nie będziemy bogatsi dlatego że będziemy mieć euro. Nawet nie wyjdziemy na zero, co miałoby ten plus, że byłoby wygodniej mieć wspólną walutę. Tak nie będzie – projekt euro w Polsce to projekt zubożenia Polski i Polaków. Cel jest jeden: nasz majątek będzie służył do spłacania długów bogatszej części Europy. Nic więcej. Co dostaniemy w zamian? Podziękowania. Może jeszcze dyplom "za udział w zawodach" i paczkę cukierków. Dlatego w naszym interesie narodowym jest nie przyjmować wspólnej europejskiej waluty.
Na szczęście w tej sprawie wystarczy nie robić nic. To jedna z nielicznych sytuacji, kiedy nieróbstwo ma wielką wartość.