Media poinformowały niedawno, że jesteśmy potęgą. Jako że okres węgla i stali odszedł już do lamusa niczym wcześniejsza epoka pary i elektryczności, nadszedł czas na większe wyzwania. Jesteśmy otóż potęgą kosmiczną.
Wydajemy grube miliony na eksplorację kosmosu. Należymy do Europejskiej Agencji Kosmicznej, której te miliony płacimy. Rząd sięga, gdzie wzrok nie sięga, a na całkiem rzeczowe pytania dziennikarzy, czy to się opłaca, odpowiada - jasne, oczywiście, bez dwóch zdań. Bo podobno każde euro wydane na badanie kosmosu zwraca się pięciokrotnie. Pięciokrotnie! Ciekawe, czy tylko euro, czy złotówki też?
Jak to możliwe? Bo podobno takie eksploracje napędzają rozwój. A to trzeba nową lunetę opracować, a to jakąś aplikację informatyczną napisać, a jak się jaką grudę ziemi znajdzie gdzieś w kosmosie, to będzie można ją przywieźć na Ziemię i tutaj badać specjalnie stworzonymi instrumentami. I to wszystko będzie można potem wykorzystać w celach mniej kosmicznych, choć jeszcze nie wiadomo jakich.
Jak to w ogóle możliwe, że cokolwiek, za co weźmie się rząd, jest opłacalne? Mamy już program Polskich Inwestycji Rozwojowych, których przeciwieństwiem są zapewne prywatne inwestycje nierozwojowe. Nic to, że to bez sensu, bo semantyka słowa "inwestycja" zawiera w sobie rozwój (inaczej nie jest to inwestycja, lecz konsumpcja) - grunt, że rząd potrafi zainwestować, niczym król Midas, zamieniając wszystko w złoto.
Przypomina mi to Euro 2012. Bo to przecież też miała być inwestycja. Miały powstać stadiony, na których miało się dziać, ale nie tylko piłkarsko, lecz też ogólnie sportowo, kulturalnie, rozrywkowo itp. I ludzie mieli się tłumnie zwalić z Europy do Polski, żeby latami na tych stadionach zażywać tegoż sportu, kultury i innej rozrywki. A do tego mieliśmy wybudować drogi i zabetonować pobocza, co miało napędzić koniunkturę, bo przecież nie ma takiego drugiego koła zamachowego gospodarki jak budowlanka. I gdyby tylko nie deficytowy koncert Madonny i masowe bankructwa firm budowlanych, można by się jeszcze długo karmić tą wizją.
Jak to możliwe? Bo podobno takie eksploracje napędzają rozwój. A to trzeba nową lunetę opracować, a to jakąś aplikację informatyczną napisać, a jak się jaką grudę ziemi znajdzie gdzieś w kosmosie, to będzie można ją przywieźć na Ziemię i tutaj badać specjalnie stworzonymi instrumentami. I to wszystko będzie można potem wykorzystać w celach mniej kosmicznych, choć jeszcze nie wiadomo jakich.
Jak to w ogóle możliwe, że cokolwiek, za co weźmie się rząd, jest opłacalne? Mamy już program Polskich Inwestycji Rozwojowych, których przeciwieństwiem są zapewne prywatne inwestycje nierozwojowe. Nic to, że to bez sensu, bo semantyka słowa "inwestycja" zawiera w sobie rozwój (inaczej nie jest to inwestycja, lecz konsumpcja) - grunt, że rząd potrafi zainwestować, niczym król Midas, zamieniając wszystko w złoto.
Przypomina mi to Euro 2012. Bo to przecież też miała być inwestycja. Miały powstać stadiony, na których miało się dziać, ale nie tylko piłkarsko, lecz też ogólnie sportowo, kulturalnie, rozrywkowo itp. I ludzie mieli się tłumnie zwalić z Europy do Polski, żeby latami na tych stadionach zażywać tegoż sportu, kultury i innej rozrywki. A do tego mieliśmy wybudować drogi i zabetonować pobocza, co miało napędzić koniunkturę, bo przecież nie ma takiego drugiego koła zamachowego gospodarki jak budowlanka. I gdyby tylko nie deficytowy koncert Madonny i masowe bankructwa firm budowlanych, można by się jeszcze długo karmić tą wizją.
Było Euro 2012, teraz będzie kosmos - byle tylko coś się działo. Pozwolę sobie zacytować znamienitego męża stanu, króla Juliana z filmu Madagaskar 2: "A teraz prędko, zanim dotrze do was, że to bez sensu". Prorok czy co?
Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że po epoce Donalda Premiera Tuska, który specjalizował się w ucieczce do przodu, nadszedł czas Ewy Premier Kopacz, której została już tylko ucieczka do góry - w kosmos. Ja bym to ujął inaczej. Chętnie wydałbym pieniądze na to, aby większość naszych tzw. polityków wysłać w kosmos - najchętniej w ten zimny i odległy. To byłaby dopiero dobra kosmiczna inwestycja. I zwróciłaby się zaraz po starcie.
A zatem - start up!
Ktoś złośliwy mógłby powiedzieć, że po epoce Donalda Premiera Tuska, który specjalizował się w ucieczce do przodu, nadszedł czas Ewy Premier Kopacz, której została już tylko ucieczka do góry - w kosmos. Ja bym to ujął inaczej. Chętnie wydałbym pieniądze na to, aby większość naszych tzw. polityków wysłać w kosmos - najchętniej w ten zimny i odległy. To byłaby dopiero dobra kosmiczna inwestycja. I zwróciłaby się zaraz po starcie.
A zatem - start up!
tekst dostępny także na