Kilkanaście lat temu były w telewizji wesołe reklamy OFE. Na emeryturze mieliśmy być bogaci, zdrowi i szczęśliwi. Potem rząd podniósł wiek emerytalny i faktycznie zlikwidował OFE. Też nam miało być wesoło. Teraz pojawiają się głosy, że znowu trzeba to zmienić. Czy jesteśmy w stanie jako naród wytrzymać aż tyle szczęścia?
Jedna z reklam OFE opierała się na przekazie, że trzeba mieć i fantazję, i pieniądze. W domyśle - reklamowany fundusz nam to na starość zapewni. Cóż, fantazję już mam, pieniądze miewam, muszę tylko cierpliwie poczekać, aż zostanę emerytem. Problem taki, że co wybory polityczne, to inna koncepcja emerytury. I nie wiem, czy emerytem zostanę za niewiele ponad ćwierć wieku, czy dopiero za jakieś sto lat. Na wszelki wypadek zbieram pieniądze. Bo fantazję - jako się rzekło - już mam.
Zdaniem tzw. ekspertów cały problem się bierze z demografii. W dużym skrócie - nie dość szybko umieramy i za mało się nas rodzi. A co gorsza - podobno nie mamy na to wpływu. Ot, tak już jest i koniec, dopust Boży, część konstrukcji wszechświata. Dlatego wiek emerytalny trzeba było wydłużyć do 67 lat, potem pewnie do 70, a następnie do 75. A później ustawić bez limitu. Bo jak mawiała moja śp. babcia - “kto dwie kosy [77 lat] przeleci, to mu do stówy zleci”. I zdaje się, że w tym kierunku zmierzamy.
Tymczasem należy spojrzeć na sprawę trochę z innej perspektywy.
Po pierwsze, emerytura to z łaciny “wysługa”, “to, co się należy”. Zatem emerytura to coś, czego powinniśmy się spodziewać po latach wysiłku. Na logikę jeśli ktoś przez całe życie pracował, to nie powinien mieć problemu z odłożeniem na emeryturę. I oczywiście nie miałby, gdyby nie to, że pracując na tzw. “legalu”, na każdą złotówkę, jaką dostaje od pracodawcy, traci minimum 64 grosze na podatki. To znaczy - pracodawca płaci pracownikowi 2000zł pensji, a rządowi 1280zł podatków. To z czego odłożyć na starość?
Te pieniądze wędrują głównie do ZUS, ale nasze konta emerytalne W ZUSie to fikcja. To, czego ZUS sam nie przejada, wydaje na emerytury obecnych emerytów. Na co i tak nie starcza pieniędzy, więc rząd dokłada co roku parędziesiąt miliardów złotych z innych podatków. To kto zapłaci nam?
I tu przechodzimy do punktu numer dwa - dzieci. Rodzi się ich za mało i nikt nie wie, jak temu zaradzić. Tymczasem recepta jest - trzeba uprawiać więcej seksu bez zabezpieczeń! Metoda prosta, skuteczna i… przyjemna! Czemu tak rzadko stosowana? Bo dziecko kosztuje, a jeśli na każde zarobione 1000zł przypada 640zł daniny na rzecz państwa, to jak tu myśleć o dzieciach? Przy średniej krajowej za 2014zł roczna suma podatków i parapodatków to ok. 13.800zł. Jeśli dwoje rodziców pracuje, daje nam to ponad 27.000zł rocznie. Przydałoby się w domowym budżecie? Chyba tak.
Około sto pięćdziesiąt lat temu nie było ZUSu i podatku dochodowego, a ludzie mieli dzieci (i to po kilkoro). Obecnie mamy ZUS i podatek dochodowy, a zamiast dzieci mamy politykę prorodzinną. Czyli to nie system państwowy, lecz praca, oszczędność i własne dzieci są zabezpieczeniem na starość. Jasne jest jednak, że nawet gdyby nagle uwolnić rodziny od fiskalizmu, to na efekty trzeba będzie poczekać 10-15 lat. Czy istnieje zatem rozwiązanie pośrednie?
Owszem. Najprostsza wydaje się emerytura obywatelska. Na przykład - po osiągnięciu wieku 65 lat i po wykazaniu się co najmniej 40 latami obywatelstwa polskiego i tylomaż latami rezydencji w Polsce (np. posiadanie i utrzymywanie nieruchomości w Polsce, stałe faktyczne miejsce zamieszkania itp.) obywatel otrzymuje z budżetu stałą emeryturę, powiedzmy 1000zł. Jako że ten projekt zakłada likwidację podatku ZUS i podatku dochodowego, o nadwyżkę ponad te 1000zł będzie się musiał postarać obywatel. Tyle że będzie miał z czego odłożyć.
To jest realny program. Bardziej realny niż ZUS. Wszystko jest bardziej realne niż ZUS.
Zdaniem tzw. ekspertów cały problem się bierze z demografii. W dużym skrócie - nie dość szybko umieramy i za mało się nas rodzi. A co gorsza - podobno nie mamy na to wpływu. Ot, tak już jest i koniec, dopust Boży, część konstrukcji wszechświata. Dlatego wiek emerytalny trzeba było wydłużyć do 67 lat, potem pewnie do 70, a następnie do 75. A później ustawić bez limitu. Bo jak mawiała moja śp. babcia - “kto dwie kosy [77 lat] przeleci, to mu do stówy zleci”. I zdaje się, że w tym kierunku zmierzamy.
Tymczasem należy spojrzeć na sprawę trochę z innej perspektywy.
Po pierwsze, emerytura to z łaciny “wysługa”, “to, co się należy”. Zatem emerytura to coś, czego powinniśmy się spodziewać po latach wysiłku. Na logikę jeśli ktoś przez całe życie pracował, to nie powinien mieć problemu z odłożeniem na emeryturę. I oczywiście nie miałby, gdyby nie to, że pracując na tzw. “legalu”, na każdą złotówkę, jaką dostaje od pracodawcy, traci minimum 64 grosze na podatki. To znaczy - pracodawca płaci pracownikowi 2000zł pensji, a rządowi 1280zł podatków. To z czego odłożyć na starość?
Te pieniądze wędrują głównie do ZUS, ale nasze konta emerytalne W ZUSie to fikcja. To, czego ZUS sam nie przejada, wydaje na emerytury obecnych emerytów. Na co i tak nie starcza pieniędzy, więc rząd dokłada co roku parędziesiąt miliardów złotych z innych podatków. To kto zapłaci nam?
I tu przechodzimy do punktu numer dwa - dzieci. Rodzi się ich za mało i nikt nie wie, jak temu zaradzić. Tymczasem recepta jest - trzeba uprawiać więcej seksu bez zabezpieczeń! Metoda prosta, skuteczna i… przyjemna! Czemu tak rzadko stosowana? Bo dziecko kosztuje, a jeśli na każde zarobione 1000zł przypada 640zł daniny na rzecz państwa, to jak tu myśleć o dzieciach? Przy średniej krajowej za 2014zł roczna suma podatków i parapodatków to ok. 13.800zł. Jeśli dwoje rodziców pracuje, daje nam to ponad 27.000zł rocznie. Przydałoby się w domowym budżecie? Chyba tak.
Około sto pięćdziesiąt lat temu nie było ZUSu i podatku dochodowego, a ludzie mieli dzieci (i to po kilkoro). Obecnie mamy ZUS i podatek dochodowy, a zamiast dzieci mamy politykę prorodzinną. Czyli to nie system państwowy, lecz praca, oszczędność i własne dzieci są zabezpieczeniem na starość. Jasne jest jednak, że nawet gdyby nagle uwolnić rodziny od fiskalizmu, to na efekty trzeba będzie poczekać 10-15 lat. Czy istnieje zatem rozwiązanie pośrednie?
Owszem. Najprostsza wydaje się emerytura obywatelska. Na przykład - po osiągnięciu wieku 65 lat i po wykazaniu się co najmniej 40 latami obywatelstwa polskiego i tylomaż latami rezydencji w Polsce (np. posiadanie i utrzymywanie nieruchomości w Polsce, stałe faktyczne miejsce zamieszkania itp.) obywatel otrzymuje z budżetu stałą emeryturę, powiedzmy 1000zł. Jako że ten projekt zakłada likwidację podatku ZUS i podatku dochodowego, o nadwyżkę ponad te 1000zł będzie się musiał postarać obywatel. Tyle że będzie miał z czego odłożyć.
To jest realny program. Bardziej realny niż ZUS. Wszystko jest bardziej realne niż ZUS.
Pierwsza publikacja: