Odkąd bracia Wright wzbili się w powietrze, ludzkość zrobiła spore postępy w zakresie lotnictwa. Można by powiedzieć, że zdobyliśmy przestworza. Jednak cały ten entuzjazm stygnie, kiedy mamy do czynienia z polskimi liniami lotniczymi LOT.
Kilka godzin na lotnisku. Z czego połowa to czekanie na to co oczywiste, czyli aż LOT odwoła lot. Druga połowa to czekanie na lot Austrian Airlines. Ten drugi odlatuje bez problemów o czasie.
Ktoś może powiedzieć, że takie rzeczy się zdarzają. Oczywiście. W ciągu kilku godzin czekania zdarzyło się jeszcze kilka razy. Jeden lot opóźniony, drugi też, trzeci – będzie wykonany samolotem innego przewoźnika. I tak dalej. Wszystko to loty LOTu. I ani jednego ogłoszenia innych firm lotniczych.
Rozmowa w kolejce do obsługi LOTu z kobietą ok. 35 lat. Jej praca wymaga częstych lotów. Jest początek sierpnia, a to już jej siódmy odwołany lot. Opóźnionych nie liczy, bo to nie ma sensu. Łatwiej byłoby policzyć loty, które odbyły się na czas. Wszystko to LOT. Czyli nielot.
Kolejka rośnie – odwołany lot to około 50 osób. Dopiero, kiedy masa ludzka osiąga masę krytyczną, a podenerwowani ludzie zaczynają jawnie okazywać złość, pojawiają się dwie dodatkowe panie do obsługi stanowisk.
"Zaraz poszukam innego lotu". Owo "zaraz" trwa kilka minut. W końcu się udało – lot Austrian Airlines za trzy godziny z przesiadką. Ale jest! I lepiej brać, bo miejsc raczej dla wszystkich nie starczy.
"Mają Państwo bagaż?"
"Tak, w waszym samolocie".
"To ja nie wiem, czy to się da przebukować" (kiedyś się mówiło przełożyć albo przerejestrować, ale teraz jest nowocześnie i się bukuje).
"A co – tamten samolot nie ma luków bagażowych?"
"Proszę zachować powagę".
"Tego samego oczekuję od linii lotniczych, które Pani reprezentuje".
"Robię, co mogę".
Zrobiła. Jednak przy stanowisku Austrian Airlines okazuje się, że "robię, co mogę" nie oznacza "robię to z sensem". Przebukowanie okazało się nową rezerwacją. Nieopłaconą. Nieaktywną. Nie do użycia. Ale pan z Austrian Airlines wie co z tym zrobić. I po prostu to robi. Skutecznie, bez dodatkowych uwag, bez snucia rozważań o naturze awiacji. Lecimy.
LOT to państwowy moloch. Gdyby nie hojny gest podatnika rękami ministra finansów kilka lat temu, już by pewnie dawno zbankrutował. Ale to przecież narodowy czempion, jakże mógłby zbankrutować! Narodowego czempiona nie obowiązują prawa ekonomii, bo rząd zawsze znajdzie drogę do naszych kieszeni, żeby znaleźć w nich ratunek dla LOTu.
Pech chce, że LOT obowiązują prawa fizyki. I niesprawny samolot nie poleci. Jeden to pół biedy, kilka to zmartwienie, kilkadziesiąt to już problem. Dla pasażerów, rzecz jasna, bo przecież nie dla LOTu. Narodowy czempion pasażerami się nie przejmuje.
LOT jest jedynym podmiotem, który zyskał na pseudo-aferze Amber Gold. Likwidacja taniego konkurenta krajowego, jakim był OLT Express, pozwoliła LOTowi odetchnąć z ulgą. Uff, już nie trzeba się starać. Może być po staremu, jak zawsze, bez tej cholernej konkurencji. Czasami zastanawiam się, kto faktycznie zainicjował tzw. "aferę" Amber Gold. I pewnie już się nie dowiem, jeśli wszelkie komisje i sądy będą działać z dotychczasową skutecznością. Zostają tylko domysły. Fecit cui prodest (zrobił ten, kto skorzystał), mawiali starożytni Rzymianie. Ale co tam oni wiedzieli o lotnictwie!
Obecna władza lubuje się w narodowych czempionatach. Siermiężni jak za Gomułki, megalomańscy jak za Gierka – towarzysze z PiSu sytuacji LOTu raczej nie poprawią. A na pewno nie na rzecz pasażera. Pasażer ma płacić, latać nie musi.
Kiedy odchodziłem z kolejki przy stanowisku LOT, podeszła młoda dziewczyna. Powiedziała, że pracuje dla firmy, która zajmuje się odszkodowaniami od linii lotniczych. Wzięła telefon do mnie i obiecała, że się odezwie. "My załatwiamy wszystko, a Pan dostaje odszkodowanie" – wyjaśniła. Tak działa rynek. NIELOT nie działa. Jak wszystko co państwowe.
Ktoś może powiedzieć, że takie rzeczy się zdarzają. Oczywiście. W ciągu kilku godzin czekania zdarzyło się jeszcze kilka razy. Jeden lot opóźniony, drugi też, trzeci – będzie wykonany samolotem innego przewoźnika. I tak dalej. Wszystko to loty LOTu. I ani jednego ogłoszenia innych firm lotniczych.
Rozmowa w kolejce do obsługi LOTu z kobietą ok. 35 lat. Jej praca wymaga częstych lotów. Jest początek sierpnia, a to już jej siódmy odwołany lot. Opóźnionych nie liczy, bo to nie ma sensu. Łatwiej byłoby policzyć loty, które odbyły się na czas. Wszystko to LOT. Czyli nielot.
Kolejka rośnie – odwołany lot to około 50 osób. Dopiero, kiedy masa ludzka osiąga masę krytyczną, a podenerwowani ludzie zaczynają jawnie okazywać złość, pojawiają się dwie dodatkowe panie do obsługi stanowisk.
"Zaraz poszukam innego lotu". Owo "zaraz" trwa kilka minut. W końcu się udało – lot Austrian Airlines za trzy godziny z przesiadką. Ale jest! I lepiej brać, bo miejsc raczej dla wszystkich nie starczy.
"Mają Państwo bagaż?"
"Tak, w waszym samolocie".
"To ja nie wiem, czy to się da przebukować" (kiedyś się mówiło przełożyć albo przerejestrować, ale teraz jest nowocześnie i się bukuje).
"A co – tamten samolot nie ma luków bagażowych?"
"Proszę zachować powagę".
"Tego samego oczekuję od linii lotniczych, które Pani reprezentuje".
"Robię, co mogę".
Zrobiła. Jednak przy stanowisku Austrian Airlines okazuje się, że "robię, co mogę" nie oznacza "robię to z sensem". Przebukowanie okazało się nową rezerwacją. Nieopłaconą. Nieaktywną. Nie do użycia. Ale pan z Austrian Airlines wie co z tym zrobić. I po prostu to robi. Skutecznie, bez dodatkowych uwag, bez snucia rozważań o naturze awiacji. Lecimy.
LOT to państwowy moloch. Gdyby nie hojny gest podatnika rękami ministra finansów kilka lat temu, już by pewnie dawno zbankrutował. Ale to przecież narodowy czempion, jakże mógłby zbankrutować! Narodowego czempiona nie obowiązują prawa ekonomii, bo rząd zawsze znajdzie drogę do naszych kieszeni, żeby znaleźć w nich ratunek dla LOTu.
Pech chce, że LOT obowiązują prawa fizyki. I niesprawny samolot nie poleci. Jeden to pół biedy, kilka to zmartwienie, kilkadziesiąt to już problem. Dla pasażerów, rzecz jasna, bo przecież nie dla LOTu. Narodowy czempion pasażerami się nie przejmuje.
LOT jest jedynym podmiotem, który zyskał na pseudo-aferze Amber Gold. Likwidacja taniego konkurenta krajowego, jakim był OLT Express, pozwoliła LOTowi odetchnąć z ulgą. Uff, już nie trzeba się starać. Może być po staremu, jak zawsze, bez tej cholernej konkurencji. Czasami zastanawiam się, kto faktycznie zainicjował tzw. "aferę" Amber Gold. I pewnie już się nie dowiem, jeśli wszelkie komisje i sądy będą działać z dotychczasową skutecznością. Zostają tylko domysły. Fecit cui prodest (zrobił ten, kto skorzystał), mawiali starożytni Rzymianie. Ale co tam oni wiedzieli o lotnictwie!
Obecna władza lubuje się w narodowych czempionatach. Siermiężni jak za Gomułki, megalomańscy jak za Gierka – towarzysze z PiSu sytuacji LOTu raczej nie poprawią. A na pewno nie na rzecz pasażera. Pasażer ma płacić, latać nie musi.
Kiedy odchodziłem z kolejki przy stanowisku LOT, podeszła młoda dziewczyna. Powiedziała, że pracuje dla firmy, która zajmuje się odszkodowaniami od linii lotniczych. Wzięła telefon do mnie i obiecała, że się odezwie. "My załatwiamy wszystko, a Pan dostaje odszkodowanie" – wyjaśniła. Tak działa rynek. NIELOT nie działa. Jak wszystko co państwowe.