Jako że sezon rozliczania podatku dochodowego w pełni, życzę wszystkim, aby ich wynagrodzenie netto było opodatkowane w takiej wysokości jak konsumpcja, czyli jak VAT. Bo w obecnym systemie 23% to mniej niż 18%!
Zacznę jednak od kondolencji. Przyjmijcie Czytelnicy wyrazy mojego najgłębszego współczucia, że musicie męczyć się z przepisywaniem enigmatycznych liczb z PITa od pracodawcy do PITa dla rządu. Wiem, że jest to jałowa czynność, a większość z Was pewnie nawet nie wie, co to za liczby. I bardzo dobrze, bo wszystkie one są fikcyjne. Wszystkie!
Zacznijmy od przychodu. Powiedzmy, że jest to 46.800zł, czyli roczna wartość średniej krajowej brutto (kwota 3900zł – całkowicie sztuczna, bo zawyżona pensjami urzędników). Czy ktoś tę wartość widział na oczy? Nikt. Tylko GUS. Dlaczego? Bo ta kwota nie występuje w przyrodzie.
Każdy, kto trzymał w ręku PIT, wie też, że są tam jeszcze jakieś inne liczby – 1335zł kosztów, 6416zł składek, 3348zł zaliczki itd. Co te wartości oznaczają? Kompletnie nic. To są kawałki podatku od pracy, które niczym się od siebie nie różnią. Wyodrębnianie tych danin to jakby pokroić urodzinowy tort w oczekiwaniu, że jedna z porcji zamieni się w golonkę, a druga w wędzonego łososia.
Co zatem zostaje? Realna kwota 56.461zł, która dla pracodawcy jest rzeczywistym kosztem pracy razem ze wszystkimi podatkami, oraz druga realna kwota – 33.401zł, czyli wynagrodzenie netto pracownika. Tyle że żadnej z tych liczb na zeznaniu PIT nie ma! A nie ma celowo, bo gdyby była, to by obywatel zaczął zadawać pytania o sens tego całego systemu.
Brak tych liczb ukrywa trzecią wielką niewiadomą, w kontekście tez tego artykułu – najważniejszą. Chodzi o różnicę pomiędzy kosztem pracy 56.461zł a realnym dochodem 33.401zł wynoszącą 23.060zł. To jest właśnie realny podatek. Który stanowi 40,80% kosztu wynagrodzenia brutto i aż 69% dochodu netto. Mówiąc pokrótce, na każdą złotówkę dla Kowalskiego przypada 69 groszy dla państwa, czyli rzeczywisty podatek od pracy wynosi 69%.
Stąd moja modlitwa o VAT – żeby dochód netto z pracy opodatkować jak konsumpcję podatkiem VAT 23%. Ponieważ po odliczeniu z kosztu pracy brutto 56.461zł podatku 23% liczonego od pensji netto (czyli tak jak się liczy VAT) zostanie "na rękę" 45.903zł! Czyli 12.502zł rocznie więcej, około 1000zł miesięcznie. A przydałby się tysiak ekstra co miesiąc, prawda?
Ale się nie przyda, bo nie będzie. To rząd wyda Wasze 1000zł. Obecna ekipa, tak jak wszystkie rządy po 1991r., broni podatku dochodowego niczym skarbu narodowego. A jedyny powód i cel tej obrony jest taki, że w gęstwinie podatkowej bardzo łatwo ukryć główny nowotwór finansów publicznych, jakim jest ZUS. Z kwoty 23.060zł podatku aż 16.078zł (czyli 70%) to ZUS i daniny zusoidalne. Reszta 6982zł to PIT (razem z NFZ, ale to jest faktycznie część PIT). Jako że w 2015r. do wypłat emerytur zabrakło ok. 45 miliardów złotych, to rząd dopłacił z innych podatków, także z PIT. Zatem na ZUS idzie realnie co najmniej 80% pracowniczego haraczu.
Ostatnio podczas Kongresu Obywatelskiego pan premier Morawiecki zaapelował, żeby skończyć z nazywaniem podatków haraczem. I premier ma rację. Bo prawdziwy haracz, taki brany przez mafię, z reguły nie przekracza 20%. Tymczasem rząd zabiera ludziom 70%! Nazwać to haraczem to obraza dla przestępczości zorganizowanej.
Marzę o tym, aby polski rząd był jak mafia – dobrze zorganizowany i ograniczony w zachłanności do jakichś 20-25%. Bo dziesięcina nękająca chłopa pańszczyźnianego to niestety wciąż niedościgniony ideał.
Zacznijmy od przychodu. Powiedzmy, że jest to 46.800zł, czyli roczna wartość średniej krajowej brutto (kwota 3900zł – całkowicie sztuczna, bo zawyżona pensjami urzędników). Czy ktoś tę wartość widział na oczy? Nikt. Tylko GUS. Dlaczego? Bo ta kwota nie występuje w przyrodzie.
Każdy, kto trzymał w ręku PIT, wie też, że są tam jeszcze jakieś inne liczby – 1335zł kosztów, 6416zł składek, 3348zł zaliczki itd. Co te wartości oznaczają? Kompletnie nic. To są kawałki podatku od pracy, które niczym się od siebie nie różnią. Wyodrębnianie tych danin to jakby pokroić urodzinowy tort w oczekiwaniu, że jedna z porcji zamieni się w golonkę, a druga w wędzonego łososia.
Co zatem zostaje? Realna kwota 56.461zł, która dla pracodawcy jest rzeczywistym kosztem pracy razem ze wszystkimi podatkami, oraz druga realna kwota – 33.401zł, czyli wynagrodzenie netto pracownika. Tyle że żadnej z tych liczb na zeznaniu PIT nie ma! A nie ma celowo, bo gdyby była, to by obywatel zaczął zadawać pytania o sens tego całego systemu.
Brak tych liczb ukrywa trzecią wielką niewiadomą, w kontekście tez tego artykułu – najważniejszą. Chodzi o różnicę pomiędzy kosztem pracy 56.461zł a realnym dochodem 33.401zł wynoszącą 23.060zł. To jest właśnie realny podatek. Który stanowi 40,80% kosztu wynagrodzenia brutto i aż 69% dochodu netto. Mówiąc pokrótce, na każdą złotówkę dla Kowalskiego przypada 69 groszy dla państwa, czyli rzeczywisty podatek od pracy wynosi 69%.
Stąd moja modlitwa o VAT – żeby dochód netto z pracy opodatkować jak konsumpcję podatkiem VAT 23%. Ponieważ po odliczeniu z kosztu pracy brutto 56.461zł podatku 23% liczonego od pensji netto (czyli tak jak się liczy VAT) zostanie "na rękę" 45.903zł! Czyli 12.502zł rocznie więcej, około 1000zł miesięcznie. A przydałby się tysiak ekstra co miesiąc, prawda?
Ale się nie przyda, bo nie będzie. To rząd wyda Wasze 1000zł. Obecna ekipa, tak jak wszystkie rządy po 1991r., broni podatku dochodowego niczym skarbu narodowego. A jedyny powód i cel tej obrony jest taki, że w gęstwinie podatkowej bardzo łatwo ukryć główny nowotwór finansów publicznych, jakim jest ZUS. Z kwoty 23.060zł podatku aż 16.078zł (czyli 70%) to ZUS i daniny zusoidalne. Reszta 6982zł to PIT (razem z NFZ, ale to jest faktycznie część PIT). Jako że w 2015r. do wypłat emerytur zabrakło ok. 45 miliardów złotych, to rząd dopłacił z innych podatków, także z PIT. Zatem na ZUS idzie realnie co najmniej 80% pracowniczego haraczu.
Ostatnio podczas Kongresu Obywatelskiego pan premier Morawiecki zaapelował, żeby skończyć z nazywaniem podatków haraczem. I premier ma rację. Bo prawdziwy haracz, taki brany przez mafię, z reguły nie przekracza 20%. Tymczasem rząd zabiera ludziom 70%! Nazwać to haraczem to obraza dla przestępczości zorganizowanej.
Marzę o tym, aby polski rząd był jak mafia – dobrze zorganizowany i ograniczony w zachłanności do jakichś 20-25%. Bo dziesięcina nękająca chłopa pańszczyźnianego to niestety wciąż niedościgniony ideał.
pierwsza publikacja: wprost.pl