Bez owijania w bawełnę - rząd podnosi podatki od pracy (tzw. składka ZUS), aby potem walczyć z bezrobociem powstałym wskutek podwyżki podatków. Czysta głupota.
Przez pięć lat 2003-2007 rząd wydał na "walkę" z bezrobociem 64 miliardy złotych, które wcześniej zabrał z rynku, czyli nam wszystkim. Ale w efekcie spadło bezrobocie! O całe 0,2%! Policzmy to w wartościach bezwzględnych (zalecam użyć “procentów”, bo na trzeźwo to nie przejdzie). Mamy 25 milionów osób w wieku produkcyjnym. Na papierze roboty nie ma 13%, czyli 3,25 miliona ludzi. Spadek o 0,2 pproc. (bo raczej o tę punkty chodzi), daje 50 tys. nowych miejsc pracy. Prosta arytmetyka wskazuje, że utworzenie jednego takiego miejsca to koszt - uwaga! jak kto ma rozrusznik serca, niech nie czyta - 1,280 mln zł! To co to jest za robota!? Chyba załapali się wyłącznie prezesi zarządów i szefowie rad nadzorczych międzynarodowych koncernów. To gdzie się trzeba zgłosić?
W zasadzie na tym można by już zakończyć ten post. Liczby nie kłamią, a wnioski są oczywiste nawet dla absolwenta podstawówki. Rząd zlikwidował ze dwa miliony miejsc pracy po to, żeby utworzyć 50 tysięcy. A gdzie do tego jeszcze forsa na wynagrodzenia?
W zasadzie na tym można by już zakończyć ten post. Liczby nie kłamią, a wnioski są oczywiste nawet dla absolwenta podstawówki. Rząd zlikwidował ze dwa miliony miejsc pracy po to, żeby utworzyć 50 tysięcy. A gdzie do tego jeszcze forsa na wynagrodzenia?
Za każdym razem, kiedy słyszę o instrumentach rynku pracy, aktywizacji zawodowej czy polityce zatrudnienia, mam ochotę huknąć kogoś w głowę (w posępny czerep, nawiązując do He-Mana, bohatera kreskówki z mojej młodości). Do końca XIX wieku ludzkość rozwijała się (i to w niezłym tempie, zwłaszcza w XIX stuleciu) bez tych wszystkich instrumentów, aktywizacji, wsparcia itd. Właśnie dlatego się rozwijała. Dopiero Marks z Bismarckiem tak nas urządzili, że mamy politykę zatrudnienia zamiast zatrudnienia i instrumenty zamiast pieniędzy.
A rynek pracy to nie tylko fundamentalny, ale i najprostszy rynek na świecie - wykonywanie pracy za pieniądze. Żadnej w tym większej filozofii nie ma. Problem pojawia się w chwili, kiedy pojawia się różnica pomiędzy kosztem pracy a dochodem pracownika - im większa różnica, tym większy problem. Obecnie ta różnica sięga w Polsce minimum 40% (w stosunku do kosztu) - płacę 3000zł, pracownik dostaje 1800zł. I dlatego nie ma w Polsce roboty pięć milionów ludzi. Tak - pięć, bo proszę jeszcze doliczyć dwa miliony ludzi na emigracji.
Czekam więc na He-Mana, który to rozwali. Niech sobie rząd opodatkowuje kapitał czy nieruchomości - wdzięczne obiekty o dużej wartości, z których jeden na pewno nigdzie nie ucieknie. Ale niech się rząd odwali od pracy, bo tylko praca ma wartość. Cała reszta (ów kapitał czy aktywe materialne) to tylko narzędzia. Wartość nadaje im praca człowieka. Tylko i wyłącznie praca.
Mam zatem prosty postulat na przyszłość - likwidacja składek ZUS i NFZ oraz podatku PIT. Albo inaczej mamy rosnące bezrobocie. Innego wyboru nie ma. I to nie jest moja opinia, ale zwykła arytmetyka - taka, której uczą w podstawówce. To gdzie ten He-Man?
A rynek pracy to nie tylko fundamentalny, ale i najprostszy rynek na świecie - wykonywanie pracy za pieniądze. Żadnej w tym większej filozofii nie ma. Problem pojawia się w chwili, kiedy pojawia się różnica pomiędzy kosztem pracy a dochodem pracownika - im większa różnica, tym większy problem. Obecnie ta różnica sięga w Polsce minimum 40% (w stosunku do kosztu) - płacę 3000zł, pracownik dostaje 1800zł. I dlatego nie ma w Polsce roboty pięć milionów ludzi. Tak - pięć, bo proszę jeszcze doliczyć dwa miliony ludzi na emigracji.
Czekam więc na He-Mana, który to rozwali. Niech sobie rząd opodatkowuje kapitał czy nieruchomości - wdzięczne obiekty o dużej wartości, z których jeden na pewno nigdzie nie ucieknie. Ale niech się rząd odwali od pracy, bo tylko praca ma wartość. Cała reszta (ów kapitał czy aktywe materialne) to tylko narzędzia. Wartość nadaje im praca człowieka. Tylko i wyłącznie praca.
Mam zatem prosty postulat na przyszłość - likwidacja składek ZUS i NFZ oraz podatku PIT. Albo inaczej mamy rosnące bezrobocie. Innego wyboru nie ma. I to nie jest moja opinia, ale zwykła arytmetyka - taka, której uczą w podstawówce. To gdzie ten He-Man?