Pozornie to tylko kolejny idiotyzm Unii Europejskiej – tani rachunek bankowy prawem nie towarem. Nic to, że już obecnie można mieć rachunek praktycznie bez kosztów. Dyrektywa być musi. Ale tu wcale nie o nasze prawa chodzi.
Wiadomo, że chodzi o pieniądze. Niby nic nowego – Unia Europejska tak jak poszczególne europejskie rządy specjalizuje się w pieniądzach. Naszych pieniądzach. A dokładniej – w odbieraniu nam naszych pieniędzy. Tym razem jednak sprawa ma głębszy wymiar. Oficjalnym przesłaniem dyrektywy jest to, aby ludzie radzieccy… tzn. europejscy, mieli dostęp do podstawowego taniego rachunku bankowego. Bo teraz bidulki nie mają i strasznie z tego powodu cierpią.
Pojedźmy na przykład do Saren Małych (gmina Lewin Brzeski, powiat Brzeg, województwo opolskie). Ludzie nie mają tam większych problemów jak właśnie brak dostępu do taniego rachunku bankowego. Nic to, że część domów opuszczona, bezrobocie powyżej 20%, a autostrada co prawda tuż obok, ale zjazdu nie ma, więc pożytek z niej żaden, chyba że tylko w charakterze elementu krajobrazu. Nic to. Wszystkim umysł zaprząta wyłącznie brak taniego rachunku bankowego.
Celem dyrektywy jest bowiem upowszechnienie korzystania z usług bankowych. Co w tym złego? Niby nic, gdyby nie to, że od lat władcy Unii Europejskiej zapowiadają, że gotówka musi zniknąć. Bo niebezpieczna, niepewna, niewygodna – no w ogóle gotówka jest do bani. Nie to co elektroniczny zapis na rachunku.
Rzeczywisty cel jest inny. O ile pieniądz elektroniczny może być czysty (tzn. opodatkowany wszerz i wzdłuż) albo brudny (czyli nieopodatkowany), o tyle gotówka jest zawsze czysta. Ale w przypadku gotówki oznacza to – nieopodatkowana. Mogę mieć przy sobie walizkę, a w niej pół miliona dolarów, i nikt nie może się przyczepić. Przecież to mogą być pieniądze sąsiadów – dali mi na przechowanie, bo u nich dach przecieka i boją się, że forsa zamoknie.
A po co mi gotówka? Powiedzmy, że podjeżdżam na stację samochodem niezarejestrowanym na mnie, płacę za benzynę gotówką i znikam. Poza anonimowym paragonem ślad nie zostanie po tej transakcji. Nikt nie wie, że tankowałem, nikt nie pyta, skąd mam forsę, a po numerze rejestracyjnym nikt mnie nie znajdzie. A przecież gotówkę mogłem zarobić… ta-dam! na czarno, w tak zwanej szarej strefie, a mówiąc elegancko – poza kasą fiskalną.
Dlatego kiedy zabiorą gotówkę, skończy się korzystanie z usług pana Henia, który za sto pięćdziesiąt złotych naprawi krzesło, szafkę, kontakt i zamek w drzwiach wymieni. Pan Henio, który teraz nigdzie nie jest zarejestrowany jako przedsiębiorca, będzie musiał płacić ZUS, PIT i VAT oraz prowadzić ewidencję księgową. A jego usługi ze stu pięćdziesięciu złotych poszybują do czterystu. Nie, nie poszybują, bo nikt panu Heniowi tyle nie zapłaci.
Wiem, bo mam takiego pana Henia i znam jego sytuację. Ani ZUS, ani US, o nim nie słyszał. I jakoś mnie to nie martwi. Pana Henia również nie. Za to cieszy go, że co jakiś czas zlecam mu drobne naprawy, a mnie cieszy, że pan Henio zna się na robocie i jest niedrogi. Kiedy zabiorą mi gotówkę, zabiorą mi pana Henia, a panu Heniowi – szansę na godne życie z uczciwie zarobionych pieniędzy.
Pojedźmy na przykład do Saren Małych (gmina Lewin Brzeski, powiat Brzeg, województwo opolskie). Ludzie nie mają tam większych problemów jak właśnie brak dostępu do taniego rachunku bankowego. Nic to, że część domów opuszczona, bezrobocie powyżej 20%, a autostrada co prawda tuż obok, ale zjazdu nie ma, więc pożytek z niej żaden, chyba że tylko w charakterze elementu krajobrazu. Nic to. Wszystkim umysł zaprząta wyłącznie brak taniego rachunku bankowego.
Celem dyrektywy jest bowiem upowszechnienie korzystania z usług bankowych. Co w tym złego? Niby nic, gdyby nie to, że od lat władcy Unii Europejskiej zapowiadają, że gotówka musi zniknąć. Bo niebezpieczna, niepewna, niewygodna – no w ogóle gotówka jest do bani. Nie to co elektroniczny zapis na rachunku.
Rzeczywisty cel jest inny. O ile pieniądz elektroniczny może być czysty (tzn. opodatkowany wszerz i wzdłuż) albo brudny (czyli nieopodatkowany), o tyle gotówka jest zawsze czysta. Ale w przypadku gotówki oznacza to – nieopodatkowana. Mogę mieć przy sobie walizkę, a w niej pół miliona dolarów, i nikt nie może się przyczepić. Przecież to mogą być pieniądze sąsiadów – dali mi na przechowanie, bo u nich dach przecieka i boją się, że forsa zamoknie.
A po co mi gotówka? Powiedzmy, że podjeżdżam na stację samochodem niezarejestrowanym na mnie, płacę za benzynę gotówką i znikam. Poza anonimowym paragonem ślad nie zostanie po tej transakcji. Nikt nie wie, że tankowałem, nikt nie pyta, skąd mam forsę, a po numerze rejestracyjnym nikt mnie nie znajdzie. A przecież gotówkę mogłem zarobić… ta-dam! na czarno, w tak zwanej szarej strefie, a mówiąc elegancko – poza kasą fiskalną.
Dlatego kiedy zabiorą gotówkę, skończy się korzystanie z usług pana Henia, który za sto pięćdziesiąt złotych naprawi krzesło, szafkę, kontakt i zamek w drzwiach wymieni. Pan Henio, który teraz nigdzie nie jest zarejestrowany jako przedsiębiorca, będzie musiał płacić ZUS, PIT i VAT oraz prowadzić ewidencję księgową. A jego usługi ze stu pięćdziesięciu złotych poszybują do czterystu. Nie, nie poszybują, bo nikt panu Heniowi tyle nie zapłaci.
Wiem, bo mam takiego pana Henia i znam jego sytuację. Ani ZUS, ani US, o nim nie słyszał. I jakoś mnie to nie martwi. Pana Henia również nie. Za to cieszy go, że co jakiś czas zlecam mu drobne naprawy, a mnie cieszy, że pan Henio zna się na robocie i jest niedrogi. Kiedy zabiorą mi gotówkę, zabiorą mi pana Henia, a panu Heniowi – szansę na godne życie z uczciwie zarobionych pieniędzy.
Taki film był – "Terminator". U nas z podtytułem – elektroniczny morderca. Pasuje jak ulał do starcia rachunek bankowy kontra gotówka. Doczekaliśmy się, że życie dogoniło filmy science-fiction. Szkoda, że jak zwykle w wersji apokaliptycznej. A jako że i premier Tusk, i prezydent Komorowski, zapewne wyprodukują ustawę wprowadzającą dyrektywę w życie, trzeba będzie pogodzić się z tym, że za parę lat gotówka zniknie. To już co prawda nie będzie problem pana Tuska ani pana Komorowskiego, ale nasz owszem – i to spory.
Co zatem robić? Przede wszystkim trzeba pamiętać, że ani gotówka, ani zapis na rachunku bankowym, pieniądzem nie są. Prawdziwy pieniądz bierze się z pracy i jest nośnikiem wymiany towarowo-usługowej. Pieniądzem może być złoto, liście tytoniu, muszle, skóry zwierząt, rzadkie minerały itp., czyli wszystko to, czego nie da się sztucznie wytworzyć, a co trzeba zdobyć pracą.
Nie polecam inwestować w muszelki, ale jak kogo stać, niech sobie kupi sztabkę złota. I niech trzyma w ukryciu w dobrym miejscu. A jak kogo nie stać, niech ostrożniej stawia krzyżyki w kolejnych wyborach.
Co zatem robić? Przede wszystkim trzeba pamiętać, że ani gotówka, ani zapis na rachunku bankowym, pieniądzem nie są. Prawdziwy pieniądz bierze się z pracy i jest nośnikiem wymiany towarowo-usługowej. Pieniądzem może być złoto, liście tytoniu, muszle, skóry zwierząt, rzadkie minerały itp., czyli wszystko to, czego nie da się sztucznie wytworzyć, a co trzeba zdobyć pracą.
Nie polecam inwestować w muszelki, ale jak kogo stać, niech sobie kupi sztabkę złota. I niech trzyma w ukryciu w dobrym miejscu. A jak kogo nie stać, niech ostrożniej stawia krzyżyki w kolejnych wyborach.
Tekst dostępny także na