Agenci tej instytucji mogą przyjść o każdej porze dnia i nocy. Nie zatrzyma ich żadna przepustka, żadna ochrona, regulamin czy bramka. Mogą wejść wszędzie i zabrać wszystko. Każdy musi udzielić im wyjaśnień. Mogą rozkazywać, żądać, nakazywać. Odmowa jest przestępstwem zagrożonym do trzech lat pozbawienia wolności.
O kim mowa? Czy to NKWD? Gestapo? UB? Nie – to PIPa, czyli Państwowa Inspekcja Pracy.
O kim mowa? Czy to NKWD? Gestapo? UB? Nie – to PIPa, czyli Państwowa Inspekcja Pracy.
W socjalistycznym państwie rząd szczególną troską otacza pracę i ludzi pracy, podczas gdy w kapitalizmie państwo chroni wyzyskiwaczy. To prawda stara jak historia ruchu robotniczego. Skoro jednak mamy kapitalizm, to trochę dziwi, dlaczego rząd ingeruje w stosunki pomiędzy pracownikami i pracodawcami. Czyżbyśmy zatem mieli socjalizm? :)
Powodem istnienia inspekcji pracy jest głębokie przekonanie, że "państwo wie lepiej". Co prawda jeśli facet ma ogródek do skopania i zatrudnia w tym celu ogrodnika, to logika podpowiada, że to on i ogrodnik najlepiej wiedzą, na jakich warunkach uzgodnić ten interes, jaka cena za tę robotę opłaca się obu stronom, ile to zajmie czasu itd. Skąd zatem ingerencja rządu? Bo właściciel ogródka może naruszyć prawa ogrodnika. I na straży tych zdobyczy świata pracy stoi PIPa. A kiedy PIPa się zjawi, daje mandat. Za co?
Powodem istnienia inspekcji pracy jest głębokie przekonanie, że "państwo wie lepiej". Co prawda jeśli facet ma ogródek do skopania i zatrudnia w tym celu ogrodnika, to logika podpowiada, że to on i ogrodnik najlepiej wiedzą, na jakich warunkach uzgodnić ten interes, jaka cena za tę robotę opłaca się obu stronom, ile to zajmie czasu itd. Skąd zatem ingerencja rządu? Bo właściciel ogródka może naruszyć prawa ogrodnika. I na straży tych zdobyczy świata pracy stoi PIPa. A kiedy PIPa się zjawi, daje mandat. Za co?
Za brak przeszkolenia siebie i pracownika. Należy bowiem samemu być przeszkolonym, żeby móc przeszkolić pracownika w celu zajęcia przez niego stanowiska pracy np. przy… komputerze. Bo człowiek, który potrafi w domu nie powiesić się przypadkowo na kablu od myszy, po przyjściu do biura staje się półgłówkiem, który już pierwszego dnia zwichnie sobie staw nadgarstka od walenia w klawiaturę.
Za brak przeszkolenia pracownika w zakresie korzystania z toalety. Jeśli w tym przybytku stoi płyn do czyszczenia sedesu, to nie można dopuścić pracownika do pracy bez instrukcji, aby tego płynu nie wypił. Inaczej ani chybi go wychleje i wypali sobie struny głosowe. Wizja faceta wchodzącego do wychodka, żeby wziąć potężny łyk płynu do czyszczenia muszli, mogła przyjść do głowy tylko dwóm kategoriom szaleńców – twórcom niskobudżetowych splatter-horrorów oraz polskiemu ustawodawcy. Pozostałe zaburzenia dają się leczyć.
Za niewydanie świadectwa pracy. To taki dokument – coś jak świadectwo homologacji telefonu komórkowego – dzięki któremu zakład pracy "przejmujący" pracownika jest w stanie samodzielnie obliczyć ilość przysługującego urlopu i dowiedzieć się, że to pracownikowi wypowiedziano umowę, a nie na odwrót. Wydanie świadectwa pracy w terminie jest równie kluczowym obowiązkiem jak zameldowanie się w miejscu pobytu. Po prostu bez rejestracji rzeczywistość nie istnieje.
Za brak oświadczeń o niedyskryminacji. Nawet jeśli się ma jednego pracownika, trzeba takie oświadczenie wziąć. Co prawda mając jednego pracownika, po prostu nie ma wobec kogo go dyskryminować, ale obowiązek to obowiązek. Mamy równouprawnienie, równe traktowanie, zakaz mobbingu i co tam jeszcze, więc papier musi być. Nawet jeśli jest bez sensu.
Za niewymiarową teczkę akt osobowych. Wzór opracowano w latach 40-tych i jest to dobry wzór (inaczej by go nie opracowano, prawda?). Teczka zawiera podział na różne ważne kwestie, ma odpowiednie wymiary i w ogóle jest fajna. Kto takiej nie ma, narusza obowiązki pracownicze.
Mandat może wynosić nawet parę tysięcy złotych. I niech niezadowolony pracodawca nie narzeka, bo górna granica to trzydzieści tysięcy. Choć po zapowiedziach budżetu państwa na 2013r., w którym różnego rodzaju kary mają przynieść około 20 mld złotych wpływów, należy się raczej spodziewać propozycji mandatowych w górnych granicach. Ale nie ma co narzekać – NKWD czy Gestapo mogło od ręki zastrzelić kułaka czy wroga rasy. Postęp wręcz rzuca się w oczy.
I do tego służy PIPa. Żeby o nas dbać, zgodnie z przekonaniem, że "państwo wie lepiej". W rozumieniu rządu obywatel to kretyn, który zaraz po przyjściu do roboty udławi się myszą komputerową. Fakt, że ten sam osobnik potrafi nie zabić się czy nie okaleczyć w domu, gdzie ma jeszcze do dyspozycji wrzątek, komplet noży czy maszynkę do golenia, jest mało przekonujący. Dom to dom, a robota to robota. W robocie człowiek durnieje i jeśli nie zatroszczy się o niego PIPa, to marnie skończy. To dlatego inspektorzy PIPy mają tak szerokie uprawnienia – żeby nic nie ukryło się ich czujnemu spojrzeniu i żeby żadna tajemnica nie chroniła wyzyskiwacza i burżuja. A wszystko w trosce o głupawych obywateli, którzy bez światłych wskazówek państwa są bez szans w starciu z własnym życiem.
Za brak przeszkolenia pracownika w zakresie korzystania z toalety. Jeśli w tym przybytku stoi płyn do czyszczenia sedesu, to nie można dopuścić pracownika do pracy bez instrukcji, aby tego płynu nie wypił. Inaczej ani chybi go wychleje i wypali sobie struny głosowe. Wizja faceta wchodzącego do wychodka, żeby wziąć potężny łyk płynu do czyszczenia muszli, mogła przyjść do głowy tylko dwóm kategoriom szaleńców – twórcom niskobudżetowych splatter-horrorów oraz polskiemu ustawodawcy. Pozostałe zaburzenia dają się leczyć.
Za niewydanie świadectwa pracy. To taki dokument – coś jak świadectwo homologacji telefonu komórkowego – dzięki któremu zakład pracy "przejmujący" pracownika jest w stanie samodzielnie obliczyć ilość przysługującego urlopu i dowiedzieć się, że to pracownikowi wypowiedziano umowę, a nie na odwrót. Wydanie świadectwa pracy w terminie jest równie kluczowym obowiązkiem jak zameldowanie się w miejscu pobytu. Po prostu bez rejestracji rzeczywistość nie istnieje.
Za brak oświadczeń o niedyskryminacji. Nawet jeśli się ma jednego pracownika, trzeba takie oświadczenie wziąć. Co prawda mając jednego pracownika, po prostu nie ma wobec kogo go dyskryminować, ale obowiązek to obowiązek. Mamy równouprawnienie, równe traktowanie, zakaz mobbingu i co tam jeszcze, więc papier musi być. Nawet jeśli jest bez sensu.
Za niewymiarową teczkę akt osobowych. Wzór opracowano w latach 40-tych i jest to dobry wzór (inaczej by go nie opracowano, prawda?). Teczka zawiera podział na różne ważne kwestie, ma odpowiednie wymiary i w ogóle jest fajna. Kto takiej nie ma, narusza obowiązki pracownicze.
Mandat może wynosić nawet parę tysięcy złotych. I niech niezadowolony pracodawca nie narzeka, bo górna granica to trzydzieści tysięcy. Choć po zapowiedziach budżetu państwa na 2013r., w którym różnego rodzaju kary mają przynieść około 20 mld złotych wpływów, należy się raczej spodziewać propozycji mandatowych w górnych granicach. Ale nie ma co narzekać – NKWD czy Gestapo mogło od ręki zastrzelić kułaka czy wroga rasy. Postęp wręcz rzuca się w oczy.
I do tego służy PIPa. Żeby o nas dbać, zgodnie z przekonaniem, że "państwo wie lepiej". W rozumieniu rządu obywatel to kretyn, który zaraz po przyjściu do roboty udławi się myszą komputerową. Fakt, że ten sam osobnik potrafi nie zabić się czy nie okaleczyć w domu, gdzie ma jeszcze do dyspozycji wrzątek, komplet noży czy maszynkę do golenia, jest mało przekonujący. Dom to dom, a robota to robota. W robocie człowiek durnieje i jeśli nie zatroszczy się o niego PIPa, to marnie skończy. To dlatego inspektorzy PIPy mają tak szerokie uprawnienia – żeby nic nie ukryło się ich czujnemu spojrzeniu i żeby żadna tajemnica nie chroniła wyzyskiwacza i burżuja. A wszystko w trosce o głupawych obywateli, którzy bez światłych wskazówek państwa są bez szans w starciu z własnym życiem.