Donald Tusk, nowy szef Rady Unii Europejskiej, zapowiedział, że zastosuje w całej Europie sprawdzony w Polsce model dobrobytu – dyscyplinę fiskalną i wzrost gospodarczy. W polskich realiach oznaczało to wzrost w ciągu 7 lat długu publicznego o ponad 85% do prawie 1 biliona złotych.
Co to jest ten dług? W dużym skrócie to wartość liczbowa podatków, jakie zapłacimy za parę lat. Zagadka – skoro dług czterokrotnie przekracza sumę rocznych obecnych wpływów do budżetu państwa, to w jakiej wysokości podatków należy się niedługo spodziewać? Radzę usiąść.
Jeśli ktoś zarabia nawet 5000zł miesięcznie, ale ma ćwierć miliona złotych długów, to raczej powinien się martwić. Tyle że w przypadku długu publicznego ten, kto zaciąg dług, zostaje "prezydętem" i odlatuje na saksy do Brukseli, a frajerzy, którzy będą spłacać dług, potocznie zwani obywatelami, zostają na miejscu, żeby było komu harować na spłatę. Dlatego to się nazywa "dług publiczny" – tzw. "elyta" się bawi, ciemny lud płaci.
Wszelkiej maści etatyści, socjaliści, propaństwowcy i ogółem – bolszewicy, twierdzą, że dług jest dobry. Logika im nie przeszkadza – ani nawet to, że wkrótce sami padną ofiarą tego długu. Dług jest dobry, bo stymuluje. Do czego – nie wiadomo, ale w takim razie rząd powinien zaniechać poboru podatków i finansować wszystko "na krechę". Przecież dług jest dobry.
Owa dyscyplina finansowa, o której opowiada Donald Tusk, to po prostu gigantyczne zadłużenie Polski i wzrost podatków. Część ludzi odruchowo powiedziałaby, że to "dług pomimo wzrostu podatków", ale tak nie jest. Ten dług jest wskutek wzrostu podatków. Tak zwana "szara strefa" to po prostu nic innego jak strefa gospodarki wolnej od podatków. Im podatki wyższe, tym strefa rozleglejsza.
Nie wiadomo, czy wzrost gospodarczy Donald Tusk policzył już z uwzględnieniem dochodów sutenerów, gangsterów i wytwórców bimbru (zgodnie z nowymi wytycznymi), ale owe imponujące ok. 3% wzrostu powinno budzić smutek, a nie radość. Pomijając fakt, że w tym tempie dogonienie Niemiec czy Wielkiej Brytanii zajmie nam 100 lat, to samo pojęcie PKB wymaga bliższego przyjrzenia się.
Na PKB składają się m.in. wydatki rządowe. Im zatem więcej naszych pieniędzy rząd zmarnotrawi na głupoty, tym wyższe PKB. To dlatego są Państwo bombardowani entuzjastycznymi opowieściami o rosnącym dobrobycie, a tymczasem codzienne doświadczenie mówi nam, że pieniędzy nie przybywa, a ceny rosną. Bo skoro skumulowany wzrost PKB za 7 lat to 20%, a wzrost długu to 85%, to nie może być inaczej – więcej biedy i więcej bezrobocia.
Jeśli ktoś zarabia nawet 5000zł miesięcznie, ale ma ćwierć miliona złotych długów, to raczej powinien się martwić. Tyle że w przypadku długu publicznego ten, kto zaciąg dług, zostaje "prezydętem" i odlatuje na saksy do Brukseli, a frajerzy, którzy będą spłacać dług, potocznie zwani obywatelami, zostają na miejscu, żeby było komu harować na spłatę. Dlatego to się nazywa "dług publiczny" – tzw. "elyta" się bawi, ciemny lud płaci.
Wszelkiej maści etatyści, socjaliści, propaństwowcy i ogółem – bolszewicy, twierdzą, że dług jest dobry. Logika im nie przeszkadza – ani nawet to, że wkrótce sami padną ofiarą tego długu. Dług jest dobry, bo stymuluje. Do czego – nie wiadomo, ale w takim razie rząd powinien zaniechać poboru podatków i finansować wszystko "na krechę". Przecież dług jest dobry.
Owa dyscyplina finansowa, o której opowiada Donald Tusk, to po prostu gigantyczne zadłużenie Polski i wzrost podatków. Część ludzi odruchowo powiedziałaby, że to "dług pomimo wzrostu podatków", ale tak nie jest. Ten dług jest wskutek wzrostu podatków. Tak zwana "szara strefa" to po prostu nic innego jak strefa gospodarki wolnej od podatków. Im podatki wyższe, tym strefa rozleglejsza.
Nie wiadomo, czy wzrost gospodarczy Donald Tusk policzył już z uwzględnieniem dochodów sutenerów, gangsterów i wytwórców bimbru (zgodnie z nowymi wytycznymi), ale owe imponujące ok. 3% wzrostu powinno budzić smutek, a nie radość. Pomijając fakt, że w tym tempie dogonienie Niemiec czy Wielkiej Brytanii zajmie nam 100 lat, to samo pojęcie PKB wymaga bliższego przyjrzenia się.
Na PKB składają się m.in. wydatki rządowe. Im zatem więcej naszych pieniędzy rząd zmarnotrawi na głupoty, tym wyższe PKB. To dlatego są Państwo bombardowani entuzjastycznymi opowieściami o rosnącym dobrobycie, a tymczasem codzienne doświadczenie mówi nam, że pieniędzy nie przybywa, a ceny rosną. Bo skoro skumulowany wzrost PKB za 7 lat to 20%, a wzrost długu to 85%, to nie może być inaczej – więcej biedy i więcej bezrobocia.
To jest efekt 7 lat rządów nowego szefa UE. Dług, wzrost podatków, rosnąca bieda i bezrobocie (w tym dwa miliony Polaków na emigracji!), a sukces gospodarczy wyłącznie na papierze. Teraz tę receptę będziemy stosować w całej Europie. To gdzie teraz trzeba będzie uciekać za pracą? Już chyba zostaną tylko Kanada i Australia.
Skoro Tusk jedzie do Brukseli, to wybory w lipcu. Wybory bez znaczenia, bo konkurencja w większości oferuje także biedę i bezrobocie, tylko pod innymi nazwami. Proponuję zatem przygotować się do przejścia do szarej strefy – tam, gdzie rząd nie sięga i gdzie jest wolność podatkowa. Jeśli większość "wypisze się" z systemu, to ten antyludzki system upadnie.
I to jest rozwiązanie na przyszłość. A panu Tuskowi życzę wielu udanych lat z dala od Polski.
Skoro Tusk jedzie do Brukseli, to wybory w lipcu. Wybory bez znaczenia, bo konkurencja w większości oferuje także biedę i bezrobocie, tylko pod innymi nazwami. Proponuję zatem przygotować się do przejścia do szarej strefy – tam, gdzie rząd nie sięga i gdzie jest wolność podatkowa. Jeśli większość "wypisze się" z systemu, to ten antyludzki system upadnie.
I to jest rozwiązanie na przyszłość. A panu Tuskowi życzę wielu udanych lat z dala od Polski.
Tekst dostępny także na