Po udanym odczarowaniu kryzysu przyszła pora na kolejną porcję magii – też finansowej. Transfer obligacji z OFE do ZUS – operacja prosta, skuteczna i nieodwracalna. I przyniesie same korzyści – jak zwykle.
Od tego mamy rząd, żeby dokonywał rzeczy niemożliwych. Rząd właśnie zapowiedział, że z OFE do ZUS zostaną przeniesione obligacje Skarbu Państwa. Brzmi niewinnie – przecież to ZUS ma teraz zarządzać tymi aktywami. Pomijając to, czy ZUS jest zdolny zarządzać czymkolwiek, wyjaśnienia wymaga, że te przenosiny to przejażdżka do zakładu pogrzebowego, bowiem obligacje zostaną umorzone. Wszystko w trosce o dług publiczny.
A co to w ogóle jest ten dług publiczny? To taki eufemizm. Tak jak zamiast słowa "rak" (w sensie nowotwór złośliwy) możemy używać pojęcia "małe zwierzątko", tak samo politycy mówią "dług publiczny", kiedy mówią o… naszych pieniądzach. Ale nie o tych, które mamy w portfelu, bo o tych nie mówią, tylko nam je zabierają, ale o tych przyszłych, których jeszcze nie wypracowaliśmy, a które już zostały wydane.
Jak to działa? Rząd nie ma własnych pieniędzy. Ma nasze – te, które nam zabrał. Kiedy rząd wydaje pieniądze, to znaczy, że zwraca nam część tego, co zabrał (część ponad to, co sam skonsumował). Jest to jałowa działalność, od której nikomu nic nie przybywa, bo i przybyć nie może. Do czasu! Do czasu, kiedy rząd zacznie wydawać więcej, niż zabiera. Czyli jednak czegoś przybywa? Tak! Długu.
No dobrze, dług to dług – co w nim złego? Przede wszystkim to, że trzeba go spłacić. Spłacimy go my oraz nasze dzieci, choć to nie my go zaciągnęliśmy. Skoro obecnie ludzie płacą podatek, to znaczy, że zapracowali na to, co zostało opodatkowane. Nawet jeśli podatek płaci się od nieruchomości, to jej własność jest wynikiem czyjejś pracy. Podobnie kapitał – to zakumulowana praca. Jeśli dziś rząd zadłuża nas, to znaczy, że w przyszłości, aby spłacić dług choćby nominalnie, potrzeba będzie więcej pracy niż obecnie, ponieważ te dodatkowe pieniądze będą wymagały dodatkowej pracy. Będziemy zatem pracować więcej, aby w najlepszym przypadku mieć tyle samo, ile obecnie.
A co to w ogóle jest ten dług publiczny? To taki eufemizm. Tak jak zamiast słowa "rak" (w sensie nowotwór złośliwy) możemy używać pojęcia "małe zwierzątko", tak samo politycy mówią "dług publiczny", kiedy mówią o… naszych pieniądzach. Ale nie o tych, które mamy w portfelu, bo o tych nie mówią, tylko nam je zabierają, ale o tych przyszłych, których jeszcze nie wypracowaliśmy, a które już zostały wydane.
Jak to działa? Rząd nie ma własnych pieniędzy. Ma nasze – te, które nam zabrał. Kiedy rząd wydaje pieniądze, to znaczy, że zwraca nam część tego, co zabrał (część ponad to, co sam skonsumował). Jest to jałowa działalność, od której nikomu nic nie przybywa, bo i przybyć nie może. Do czasu! Do czasu, kiedy rząd zacznie wydawać więcej, niż zabiera. Czyli jednak czegoś przybywa? Tak! Długu.
No dobrze, dług to dług – co w nim złego? Przede wszystkim to, że trzeba go spłacić. Spłacimy go my oraz nasze dzieci, choć to nie my go zaciągnęliśmy. Skoro obecnie ludzie płacą podatek, to znaczy, że zapracowali na to, co zostało opodatkowane. Nawet jeśli podatek płaci się od nieruchomości, to jej własność jest wynikiem czyjejś pracy. Podobnie kapitał – to zakumulowana praca. Jeśli dziś rząd zadłuża nas, to znaczy, że w przyszłości, aby spłacić dług choćby nominalnie, potrzeba będzie więcej pracy niż obecnie, ponieważ te dodatkowe pieniądze będą wymagały dodatkowej pracy. Będziemy zatem pracować więcej, aby w najlepszym przypadku mieć tyle samo, ile obecnie.
Wracając do ZUS, OFE i obligacji – obecnie pracujący obywatele płacą ZUSowi, ZUS część – OFE, a OFE kupuje obligacje skarbowe. Rząd zapisuje sobie dług wobec OFE, a do pieniędzy ze sprzedaży obligacji dorzuca jeszcze trochę z podatków, po czym całość przekazuje ZUSowi, który tymi pieniędzmi oraz tymi, które sam zabrał, płaci obywatelom na emeryturze. Przy okazji rząd pobiera od emerytury tzw. "podatek", czyli sam sobie potrąca pieniądze, które wcześniej zabrał.
Zmiana będzie docelowo polegać na tym, że pracujący obywatele będą płacić tylko ZUSowi (bo OFE znikną), a ZUS, po zasileniu podatkami zebranymi przez rząd, wypłaci emeryturę (zakładając, że nie zbankrutuje). Od emerytury rząd ponownie weźmie tzw. "podatek" opisany powyżej.
Zniknie dodatkowy pośrednik – razem z obligacjami skarbowymi. Jako że jednak obligacje były kupowane za podatki i są spłacane podatkami, faktycznie nic się nie zmieni. Ani obywatele nie staną się bogatsi, ani podatki nie będą niższe. Bo przecież za nasze pieniądze nie kupiono realnych aktywów, tylko zobowiązanie, że w perspektywie kolejnych lat my albo nasze dzieci spłacimy kolejnymi podatkami obligacje wraz z procentem. Po umorzeniu obligacji podatek ZUS będzie tak samo dotkliwy jak obecnie, emerytura tak samo pewna jak długoterminowa prognoza pogody, a tylko zniknie dług państwa wobec OFE.
Zniknie, ale wyłącznie na papierze. Bo nasze pieniądze, za które kupiono obligacje, były bardzo realne, tyle że zakupione "aktywa" są nierealne. Zamiana tych realnych pieniędzy na wirtualne zapisy na kontach w ZUSie, to operacja, którą nasza kochana władza ludowa opanowała już w latach 70-tych i 80-tych. Wówczas emitowano bony towarowe. Formalnie równoważne dolarom, bo pozwalały płacić w sklepach Pewexu. Gdybyśmy jednak takim bonem chcieli zapłacić za granicą jak prawdziwymi dolarami, usłyszelibyśmy śmiech albo propozycję wizyty u psychiatry. Bony "działały" tak długo, jak długo działał system.
Podobnie będzie obecnie. Operacja, którą przeprowadza rząd to zamiana realnego długu przyszłych pokoleń za pośrednictwem OFE w ukryty dług przyszłych pokoleń za pośrednictwem ZUSu. Mówiąc krótko – mieliśmy dolary, które rząd przymusowo nam zabrał (podatek ZUS), wydając bon towarowy (obietnica emerytury), a teraz jedynie podmienił fizycznie istniejący bon w wirtualny zapis księgowy. "Wartości" tego bonu jednak nie zmienił.
Bo i nie było co zmieniać. Każda złotówka, którą wpłacamy do ZUSu, jest bezpowrotnie stracona już w chwili zapłaty. Czy z ZUSu, czy z OFE, emerytury i tak nie dostaniemy. Co najwyżej wydadzą nam bony emerytalne PRL-bis. Co na pocieszenie? To, że całe gadanie o OFE i ZUS możemy sobie spokojnie darować. Bo pieniądze i tak już przepadły.
Rozwiązaniem jest emerytura obywatelska. Prokuratorzy i sędziowie nie płacą składek ZUS, a emeryturę dostają. To jest faktycznie emerytura obywatelska - i dowód na to, że taka emerytura jest możliwa.
Zmiana będzie docelowo polegać na tym, że pracujący obywatele będą płacić tylko ZUSowi (bo OFE znikną), a ZUS, po zasileniu podatkami zebranymi przez rząd, wypłaci emeryturę (zakładając, że nie zbankrutuje). Od emerytury rząd ponownie weźmie tzw. "podatek" opisany powyżej.
Zniknie dodatkowy pośrednik – razem z obligacjami skarbowymi. Jako że jednak obligacje były kupowane za podatki i są spłacane podatkami, faktycznie nic się nie zmieni. Ani obywatele nie staną się bogatsi, ani podatki nie będą niższe. Bo przecież za nasze pieniądze nie kupiono realnych aktywów, tylko zobowiązanie, że w perspektywie kolejnych lat my albo nasze dzieci spłacimy kolejnymi podatkami obligacje wraz z procentem. Po umorzeniu obligacji podatek ZUS będzie tak samo dotkliwy jak obecnie, emerytura tak samo pewna jak długoterminowa prognoza pogody, a tylko zniknie dług państwa wobec OFE.
Zniknie, ale wyłącznie na papierze. Bo nasze pieniądze, za które kupiono obligacje, były bardzo realne, tyle że zakupione "aktywa" są nierealne. Zamiana tych realnych pieniędzy na wirtualne zapisy na kontach w ZUSie, to operacja, którą nasza kochana władza ludowa opanowała już w latach 70-tych i 80-tych. Wówczas emitowano bony towarowe. Formalnie równoważne dolarom, bo pozwalały płacić w sklepach Pewexu. Gdybyśmy jednak takim bonem chcieli zapłacić za granicą jak prawdziwymi dolarami, usłyszelibyśmy śmiech albo propozycję wizyty u psychiatry. Bony "działały" tak długo, jak długo działał system.
Podobnie będzie obecnie. Operacja, którą przeprowadza rząd to zamiana realnego długu przyszłych pokoleń za pośrednictwem OFE w ukryty dług przyszłych pokoleń za pośrednictwem ZUSu. Mówiąc krótko – mieliśmy dolary, które rząd przymusowo nam zabrał (podatek ZUS), wydając bon towarowy (obietnica emerytury), a teraz jedynie podmienił fizycznie istniejący bon w wirtualny zapis księgowy. "Wartości" tego bonu jednak nie zmienił.
Bo i nie było co zmieniać. Każda złotówka, którą wpłacamy do ZUSu, jest bezpowrotnie stracona już w chwili zapłaty. Czy z ZUSu, czy z OFE, emerytury i tak nie dostaniemy. Co najwyżej wydadzą nam bony emerytalne PRL-bis. Co na pocieszenie? To, że całe gadanie o OFE i ZUS możemy sobie spokojnie darować. Bo pieniądze i tak już przepadły.
Rozwiązaniem jest emerytura obywatelska. Prokuratorzy i sędziowie nie płacą składek ZUS, a emeryturę dostają. To jest faktycznie emerytura obywatelska - i dowód na to, że taka emerytura jest możliwa.