Jako że Polską administrują trzeciorzędni aktorzy, których umiejętności ograniczają się do opluwania siebie nawzajem w TV, mamy niewiele okazji dowiedzieć się, jak się robi międzynarodową politykę. Fakt, że Polska jest obecnie krajem całkowicie zależnym od mocarstw, także nie ułatwia sprawy.
Tymczasem na kanwie dogorywającej wojny USA vs Rosja na terenie Ukrainy mamy możliwość prześledzić sposób działania szefów państw, którzy nie tylko na co dzień zajmują się dbałością o interes własnego kraju, ale ponadto potrafią to robić.
Kiedy Donald Trump zapowiedział, jeszcze jako kandydat na Prezydenta USA, że zaraz po zwycięstwie w wyborach zakończy wojnę na Ukrainie, Władimir Putin bardzo ogólnie wspomniał o negocjacjach. Po wygranej Trump podtrzymał stanowisko, a Putin cierpliwie czekał. Dopiero po zaprzysiężeniu Trumpa jako Prezydenta USA Putin zabrał głos.
I wtedy okazało się, że Rosja bardzo chętnie przystąpi do negocjacji, ale jest to na razie niewykonalne, bo na Ukrainie obowiązuje dekret zabraniający negocjacji z Rosją. Dekret wydał Żełeński zgodnie z prawem, ale od maja 2024r. nie jest już prezydentem - bezprawnie zaniechano przeprowadzenia wyborów. Zatem nawet gdyby Żełeński odwołał teraz własny dekret, będzie to działanie bezprawne, co oznacza, że przyszła umowa będzie nieważna.
Co z tego wynika? O co tu chodzi? Czy to przepychanka prawna? Przejaw krwiożerczej natury Putina? Niechęć do zawarcia rozejmu/pokoju?
Nie. To jest to, jak robią politykę prawdziwi liderzy, a nie tępi namiestnicy, jakimi od lat mocarstwa obdarzają Polskę. Postawienie sprawy w ten sposób pozwala Putinowi deklarować chęć zawarcia pokoju, a jednocześnie umożliwia mu odmowę udziału w rokowaniach pokojowych, jeśli potem mają być obarczone ryzykiem unieważnienia. I nie jest to przejaw umiłowania dla prawa ze strony Prezydenta Rosji, tylko wyrachowana gra.
Bowiem w tej sytuacji konieczne jest usunięcie problemu prawnego, którego obecny figurant na stanowisku Prezydenta Ukrainy nie może rozwiązać. Konieczne będzie zatem powołanie nowych władz ukraińskich, czyli zorganizowanie naprędce jakichś wyborów albo wyznaczenie regenta na czas przejściowy. Żełeński kolejnych wyborów nie wygra. Bo do nich nie przystąpi. I niewykluczone, że nawet do nich nie dożyje. Po wygranej Trumpa Żełeński nie ma już w nikim poparcia, więc musi zacząć bardzo uważać, przechodząc przez ulicę albo krojąc chleb na śniadanie.
Nowe władze dla Ukrainy ustanowią wspólnie Rosja i USA, a zatem już na tym etapie zostanie wybrany przywódca, który będzie wykonawcą woli albo USA, albo Rosji. Jako że USA wojny przegrało, naturalne jest, że będzie to figurant Moskwy. Jakkolwiek uzgodniony z Białym Domem.
To jest swoisty majstersztyk, ponieważ nowa osoba na stanowisku prezydenta będzie posłuszna Rosji, a USA trudno będzie zakwestionować legitymację tej osoby do pełnienia czynności urzędowych. Faktycznie zatem już teraz Rosja, jeszcze nawet nie przystąpiwszy do negocjacji pokojowych, może zagwarantować sobie, że pozory władzy na Ukrainie będzie wykonywał ich człowiek. Jeśli zatem nawet warunki pokoju czy rozejmu okażą się z czasem mniej korzystne dla Rosji, niż to się da dzisiaj przewidzieć, zawsze będzie można liczyć na braterską pomoc.
Na rzecz Rosji działa też presja czasu. Wojna na terenie Ukrainy pochłonęła wiele miliardów dolarów amerykańskiego podatnika, związała USA w tym rejonie kosztem spraw Bliskiego i Dalekiego Wschodu oraz mocno osłabiła wizerunek USA jako światowego szeryfa. Dla Stanów Zjednoczonych Ukraina to projekt, o którym trzeba jak najszybciej zapomnieć.
Kiedy Donald Trump zapowiedział, jeszcze jako kandydat na Prezydenta USA, że zaraz po zwycięstwie w wyborach zakończy wojnę na Ukrainie, Władimir Putin bardzo ogólnie wspomniał o negocjacjach. Po wygranej Trump podtrzymał stanowisko, a Putin cierpliwie czekał. Dopiero po zaprzysiężeniu Trumpa jako Prezydenta USA Putin zabrał głos.
I wtedy okazało się, że Rosja bardzo chętnie przystąpi do negocjacji, ale jest to na razie niewykonalne, bo na Ukrainie obowiązuje dekret zabraniający negocjacji z Rosją. Dekret wydał Żełeński zgodnie z prawem, ale od maja 2024r. nie jest już prezydentem - bezprawnie zaniechano przeprowadzenia wyborów. Zatem nawet gdyby Żełeński odwołał teraz własny dekret, będzie to działanie bezprawne, co oznacza, że przyszła umowa będzie nieważna.
Co z tego wynika? O co tu chodzi? Czy to przepychanka prawna? Przejaw krwiożerczej natury Putina? Niechęć do zawarcia rozejmu/pokoju?
Nie. To jest to, jak robią politykę prawdziwi liderzy, a nie tępi namiestnicy, jakimi od lat mocarstwa obdarzają Polskę. Postawienie sprawy w ten sposób pozwala Putinowi deklarować chęć zawarcia pokoju, a jednocześnie umożliwia mu odmowę udziału w rokowaniach pokojowych, jeśli potem mają być obarczone ryzykiem unieważnienia. I nie jest to przejaw umiłowania dla prawa ze strony Prezydenta Rosji, tylko wyrachowana gra.
Bowiem w tej sytuacji konieczne jest usunięcie problemu prawnego, którego obecny figurant na stanowisku Prezydenta Ukrainy nie może rozwiązać. Konieczne będzie zatem powołanie nowych władz ukraińskich, czyli zorganizowanie naprędce jakichś wyborów albo wyznaczenie regenta na czas przejściowy. Żełeński kolejnych wyborów nie wygra. Bo do nich nie przystąpi. I niewykluczone, że nawet do nich nie dożyje. Po wygranej Trumpa Żełeński nie ma już w nikim poparcia, więc musi zacząć bardzo uważać, przechodząc przez ulicę albo krojąc chleb na śniadanie.
Nowe władze dla Ukrainy ustanowią wspólnie Rosja i USA, a zatem już na tym etapie zostanie wybrany przywódca, który będzie wykonawcą woli albo USA, albo Rosji. Jako że USA wojny przegrało, naturalne jest, że będzie to figurant Moskwy. Jakkolwiek uzgodniony z Białym Domem.
To jest swoisty majstersztyk, ponieważ nowa osoba na stanowisku prezydenta będzie posłuszna Rosji, a USA trudno będzie zakwestionować legitymację tej osoby do pełnienia czynności urzędowych. Faktycznie zatem już teraz Rosja, jeszcze nawet nie przystąpiwszy do negocjacji pokojowych, może zagwarantować sobie, że pozory władzy na Ukrainie będzie wykonywał ich człowiek. Jeśli zatem nawet warunki pokoju czy rozejmu okażą się z czasem mniej korzystne dla Rosji, niż to się da dzisiaj przewidzieć, zawsze będzie można liczyć na braterską pomoc.
Na rzecz Rosji działa też presja czasu. Wojna na terenie Ukrainy pochłonęła wiele miliardów dolarów amerykańskiego podatnika, związała USA w tym rejonie kosztem spraw Bliskiego i Dalekiego Wschodu oraz mocno osłabiła wizerunek USA jako światowego szeryfa. Dla Stanów Zjednoczonych Ukraina to projekt, o którym trzeba jak najszybciej zapomnieć.
Tak się również składa, że w 2024r. ujawniono, iż przed rozpoczęciem działań wojennych w lutym 2022r. na terenie Ukrainy funkcjonowały tajne bazy wojskowe NATO. I to w zasadzie nie ma znaczenia, czy te bazy naprawdę istniały, bo wiadomość poszła w świat, nie została zdementowana, a kluczowi gracze polityczni przemilczeli temat. Zatem oficjalnie NATO wciągnęło Ukrainę do wojny. I tak jak Trump zapowiedział wycofanie się USA z finansowania WHO (na czym bezapelacyjnie zyska światowe zdrowie), tak tego samego można spodziewać się co do udziału USA w NATO.
A najbardziej zadowolone z tego obrotu rzeczy będą Niemcy, które zagospodarują pozostałości NATO jako Bundeswehrę-bis. Nie trzeba już będzie tworzyć europejskiej armii - ona będzie gotowa, a dowodzić nią będą Niemcy. Które nawet nie mają własnego sztabu, ponieważ ich sztab generalny od lat funkcjonuje wyłącznie w strukturze NATO, więc to kwestia czysto organizacyjna. I po przejęciu NATO Niemcy i Rosja będą mogły na spokojnie podzielić wpływy w Europie.
Moglibyśmy jako kraj brać udział w tych wszystkich procesach i rozgrywkach, dzięki czemu moglibyśmy ugrać choćby kwestię ekshumacji na Wołyniu. Ale do tego potrzebne są patriotyczne elity polityczne dbające o interes Polski, a nie - agenci niemieckiej służby wywiadowczej, klauny z TVN czy potomkowie ubeckich donosicieli. Nie wspominając o facecie, który na szczeblu międzynarodowym potrafi jedynie wydukać coś o przyjaźni "in dick".
A najbardziej zadowolone z tego obrotu rzeczy będą Niemcy, które zagospodarują pozostałości NATO jako Bundeswehrę-bis. Nie trzeba już będzie tworzyć europejskiej armii - ona będzie gotowa, a dowodzić nią będą Niemcy. Które nawet nie mają własnego sztabu, ponieważ ich sztab generalny od lat funkcjonuje wyłącznie w strukturze NATO, więc to kwestia czysto organizacyjna. I po przejęciu NATO Niemcy i Rosja będą mogły na spokojnie podzielić wpływy w Europie.
Moglibyśmy jako kraj brać udział w tych wszystkich procesach i rozgrywkach, dzięki czemu moglibyśmy ugrać choćby kwestię ekshumacji na Wołyniu. Ale do tego potrzebne są patriotyczne elity polityczne dbające o interes Polski, a nie - agenci niemieckiej służby wywiadowczej, klauny z TVN czy potomkowie ubeckich donosicieli. Nie wspominając o facecie, który na szczeblu międzynarodowym potrafi jedynie wydukać coś o przyjaźni "in dick".
#Trump #Putin #NATO #USA #Rosja